NAUCZ MNIE SŁUCHAĆ
Nie mów, że tego nie można słyszeć, co odbierają jasne źrenice,
chodź ze mną częściej w noc bez księżyca, a ja cię słuchem patrzeć nauczę,
powiodę szeptem ścieżką tajemnic, mroczne ostępy cicho przemierzysz,
gdy- krocząc w końcu ciemną doliną, usłyszysz słońce - wtenczas uwierzysz.
Popatrz, jak wiatr drzewami kołysze,
zmruż teraz oczy i słuchaj duszą.
Czy słyszysz w wietrze grającą ciszę?
Czy słyszysz drzewa, jak z wiatrem nucą?
Teraz - na strumień pod wodogrzmotem,
rozbity o głaz w mgiełkę srebrzystą,
tak, zrób to samo, zamknij z powrotem,
czy słyszysz z wody muzykę czystą?
Zobacz, jak jastrząb tam, nad górami
klucz dzikich gęsi pomieszał w szyku,
wiesz, co masz zrobić teraz z oczami,
aby szum skrzydeł zagrał muzyką.
Na koniec w słonko zerknij na niebie,
kiedy blask zamknie twoje oczęta,
masz jeszcze duszę, której w potrzebie,
słuchaj i zawsze o niej pamiętaj.
======================================
NAUCZ MNIE MÓWIĆ
Naucz mnie mówić, powiesz tak lekko, jakby o kromkę chleba chodziło,
którą głodnemu dam pewną ręką, choćby był wrogiem, a mnie ubyło,
by język, kreśląc obrazy cudne, czerpał kolory jak woda z tęczy,
a tysiąc myśli, czasami złudnych, skupić do jednej, zamknąć obręczą.
Chcesz nie rysować więcej, od nowa, obrazów wcześniej namalowanych,
by język giętki nie kończył słowa, by wszystko było dopowiedziane.
Wspomnij, jak dawniej uczyłem patrzeć,
gdy o słuchanie tylko chodziło,
teraz, by tamtych nauk nie zatrzeć,
powiem, jak milczeć, by słychać było.
Znowu pójdziemy po górach błądzić,
krzyżem nas w drogę pożegna świątek,
on zawsze, milcząc, wolą mą rządził,
bez słów wskazywał drogi początek.
Spójrz na ten głuchy kamień przydrożny,
co obok krzyża od wieków leży,
iluż on ludziom świadczył pobożnym,
ileż wysłuchał niemych pacierzy.
Nie złość się na mnie, mały piechurze,
że będę tylko za przewodnika,
słowa nauczy cię Ten, co w górze
włada najczystszym świata słownikiem
.
============================================
SZUKAJCIE MNIE NA BUKOWINIE
Nowym obrusem nakryję stół, nie szkodzi,
że za małym, kiedy rozłożę to drugie pół,
nigdy nie używane,
postawię na nim pełen dzbanek wody, co nigdy
nie przekwita, przy piecu drzewo porąbane,
zaczekam aż zaświta.
Przymknę na głucho sosnowe drzwi,
przybiję kartkę na futrynie,
kto tu zawita, dobrzy czy źli,
SZUKAJCIE MNIE NA BUKOWINIE.
Pierwszych, choć może nie przystaną,
gdy nie zobaczą w drzwiach judasza,
drugich, że skarbów nie zostawiam,
też przepraszam.
Za to, że dzisiaj moje nogi
nie oczekują ich przed progiem,
a ręce, chociaż mogły więcej
przymknęły drzwi tylko na skobel.
7056
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz