Fragment. Dziś tylko jeden.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przed snem myślała nadal na ten temat. Nie chciała Pauli zapytać wprost, bo wystraszyła się odpowiedzi. Ale przecież to Nikodem któregoś dnia obiecał, że spotkają się wieczorem na Skype, a później to odwołał. Nie dramatyzowała, bo akurat bardzo źle się czuła. Jeśli to jednak… on? Od pewnego czasu jest bardzo powściągliwy, nawet o zamieszkaniu z mamą już nie wspomina. Raczej skarży się, że dużo pracy, że trafił na burzliwą, trudną do tłumaczenie konferencję biznesową, że musiał kogoś tam zastępować, bo jakieś dolegliwości chorobowe, i jeszcze coś, i jeszcze. Natomiast wcale nie napomknie o tym, jak mu idzie pisanie. Mówi do niej Skarbie, ale równie dobrze może nazywać ja inaczej, bo w tym już wcale nie ma serca! Nie ma! I dlatego nie odpowiedziała na dwa ostatnie SMS-y.
Usiadła wzburzona.
Jeszcze nie wiedziała, co chce zrobić, ale już trzymała w ręku telefon. Nie, nie może zatelefonować. Poszła do kuchni i zagrzała szklankę mleka. W mieszkaniu było duszno. Na oknie w sypialni miała siatkę przeciw owadom, która utrudniała żywszy ruch powietrza. Usiadła na balkonie i drobnymi łykami piła mleko. Przecież z dawna wiedziała, że takie sympatyzowanie na odległość to nie jest dobry pomysł. Pauli i Dawidowi udawało się, ale to jest wyjątek potwierdzający regułę. Czy ochłodzenie stosunków z Nikodemem to nie jest dobry moment na wycofanie się? Zatem ani do niego nie zatelefonuje, ani nie będzie słać wiadomości. Żadnych. Z dystansem i bez bicia serca poczeka na rozwój wydarzeń. Tak – bez emocji, to teraz najważniejsze. Już poczuła się odtrącona i głęboko zraniona. Nie wykona żadnego ruchu. Nie będzie się narzucać. Ma własne „przeminęło z wiatrem”. Taka stara, a taka głupia!
Umyła pustą szklankę i chwilę później leżąc pod kołdrą uciekła w modlitwę.
Na drugi dzień, z samego rana, sprawdziła pocztę, ale maila od Nikodema też nie było. I choć sprawa nie była jasna, obiecała w duchu, że nie będzie na ten temat myśleć, nie będzie się przejmować. Pora zakończyć ostatnie opowiadanie dla Andrzeja i zajmować się konkretami. Koniec! Prawdę powiedziawszy nie miała z kim pogadać i wyżalić się. Beata miał na głowie tłum gości i to aż do połowy sierpnia, a Kasia wyjechała z mężem nad morze. Paula nie wchodziła w rachubę. Podobnie Blanka. O, w tym roku już dość naużalała się nad sobą, więc wystarczy. I choć powtarzała sobie te postanowienia, to w sercu miała nieznośny ból, a w połączeniu z niedawną operacją czuła się osobą drugiej kategorii. Dała się złapać na piękne słówka! Wariatka! Jak mogła zaufać? Jak?
Za to Benedykt przychodził co drugi dzień, często z kwiatami lub ze świeżymi owocami. Któregoś razu zagrali w karty, w poczciwego „tysiąca”, innym razem w domino. Matylda miała okazję obserwować, odczuć, jak bardzo jest delikatny, uważający, czuły, troskliwy. Było mu przykro, gdy wygrywał, bo tak pragnął uśmiechu na ustach Matyldy.
Leżała w swojej sypialni i mimo woli porównywała Benedykta z Nikodemem. W słońcu mieniły się złote „piórka” Nikodema, Benedykt był tylko szarym, niepozornym ptakiem. Ale gdy przyjdzie zima (zły czas) – ten złotopióry odleci, a szary zostanie. Wiedziała, że to jest chłodna kalkulacja, że nie kocha Benedykta, ale to on zapewniał jej opiekę, był obok jak opoka, jednocześnie czuły i wrażliwy, świadomy każdej nowej fali bólu lub bodaj niewygody, gotów nie tylko Matyldę wspierać, ale wręcz brać jej cierpienie na siebie. Nikodem… cóż? Ostatnio nawet nie pytał jak ona się czuje. A Matylda nie epatowała go swymi problemami. Tak łatwo, tak szybko oddalili się od siebie! Bo Nikodem na to pozwolił, może nawet tego chciał?
© Elżbieta Żukrowska 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz