STEFCIA Z WIERZBINY - cz.21 - ostatnia z II tomu - © Elżbieta Żukrowska
Cz.21.
(77.) Wiosna 1977 r. - 1985 r. Wielkie zmiany
Zgasło
słońce.
A śmierć Liama zamknęła wszystkim usta.
Niespodziewana śmierć.
Nikt nie wiedział, jak doszło do
upadku Liama na skraju windy w jego hotelu. Przypadkiem znalazła go
pokojówka. Jeszcze żył. Wezwane pogotowie zabrało go do szpitala.
Utrzymano go przy życiu przez pięć dni, ale już nie odzyskał
przytomności.
Na dole czekał kierowca z samochodem, miał
odwieźć Liama na lotnisko. A Liam miał za chwilę zejść z
ostatnim, podręcznym bagażem. Już nie zszedł. Wypadek miał
miejsce dwudziestego pierwszego kwietnia. Na drugi dzień Steffi
miała się bronić. Chciał zdążyć z kwiatami na obronę. Nigdy
już tam nie dojechał. David zawiadomił o nieszczęściu Edwarda, a
ten nakazał dzień milczenia – niech wreszcie będzie już po
obronie, przecież Stefcia i tak nie pomoże lekarzom, w tym czasie
może coś zmieni się na lepsze w stanie zdrowia Liama. Nie zmieniło
się.
Ojciec pojechał do Krakowa, by czekać z kwiatami na
córkę. Wyszła z salki radosna, szczęśliwa. Dał jej kwiaty,
pogratulował. Widział, jak córka szuka oczami Liama. Wiedziała,
wierzyła w to, że będzie. Spłoszona popatrzyła na ojca.
- Miał wypadek. Jest w szpitalu.
Rzuciła wszystko, by
jechać do męża. Jak na złość nie było żadnego lotu z Krakowa
do Warszawy, musiała tam dojechać samochodem.
A w Szwecji
kazała się zawieźć od razu do szpitala. Liam jeszcze żył, ale
wciąż był nieprzytomny i lekarze nie dawali żadnej nadziei. Zmarł
nad ranem dwudziestego szóstego kwietnia. Była przy nim. Trzymała
go za rękę, obejmowała, w myślach prosiła – Liam, nie
zostawiaj mnie! Lekarz powiedział, że jej obecność zatrzymuje
Liama na tym świecie. Nie zrozumiała. Nie pozwoliła się wyprosić
ze szpitalnego pokoju.
Na pogrzeb zjechała się cała
polska rodzina, a nawet ciocia Zuzanna z Wiednia. Najbardziej
zaskoczyła wszystkich Tereska Chyża – przyjechała z jedną z
córek, z Beatą. Obecny był także Kamil (Steffi poddała się jego
dłoniom bez sprzeciwu) i Ada, chociaż ona przyjechała bez męża.
Rybbingowie także zjawili się w komplecie, ale bez małych dzieci.
Było dużo hotelarzy i pracowników z hoteli Rybbingów.
Na
kilka dni przed wyjazdem Liam powiedział, że na jego konto znów
wpłynęła znaczna kwota z jego wcześniejszych inwestycji i pytał,
jak Steffi chciałaby rozdysponować te pieniądze. Nie miała wtedy
głowy do do myślenia o finansach.
- W takim razie trzeba
Dorocie kupić mieszkanie w Szwecji, a jeśli Katarzyna będzie
chciała, to i jej też. Trzeba też dla Doroty ustanowić jakiś
fundusz, bo ona z malarstwa się nie utrzyma. Co o tym sądzisz?
Zajmiemy się tym zaraz po twojej obronie. Dobrze myślę?
I
Steffi wyraziła zgodę. Ale następne wypadki usunęły te myśli z
jej głowy.
Steffi zdawała się być jak w pancernej
skorupie, jak bryła lodowa. Nikt nie widział u niej łez. Zacięła
się w sobie, zamknęła. Była w niej pustka. Zimna, lodowata
przestrzeń, której już niczym nie było można wypełnić... Nie
dała rady mówić. Nie robiła sobie makijażu, rzecz u niej całkiem
niebywała. Nad całością panował David, mając do pomocy Igę. O
wielu sprawach decydował Edward, jako ojciec Steffi, a także
Halvar, ojciec Liama.
A do Stefci nikt nie mógł się
przebić – ani babcia, ani nawet stryj Tomasz.
Babcia,
jeszcze w Wierzbinie, starała się zadbać o wnuczkę. Zabrała ze
sobą wszystkie czarne stroje Stefci, ale było tego niewiele –
dwie sukienki, dwie spódnice i czarny żakiet, który przez całą
noc szyła dla niej krawcowa. Miała wymiary Stefci, a mierzyła
wszystko na manekinie. I tak dobrze, że babcia w starych zapasach
znalazła czarny materiał. Jednak i ona nie spodziewała się, że
Stefcia będzie w aż tak złym stanie. Nie decydowała o ubraniu, o
posiłkach, o niczym. Babcia była tym wstrząśnięta. Wiktor i
Viggo dramatycznie bezradni. Każdy chciał pomóc, a nie wiedzieli,
czy Steffi w ogóle słyszy, co się do niej mówi. Prawie się nie
odzywała – „tak”, „nie” - i to było wszystko. Nikt nie
wiedział, co się działo w jej głowie.
A działo się. Ze
wszystkich myśli powtarzającą się była ta, w której obwiniała
siebie za śmierć męża. Nie powinna była pozwolić, by Liam sam
leciał do Szwecji. Usiłowała go powstrzymać na różne sposoby,
jednak nie słuchał jej, powtarzał, że zaraz wróci, że nic się
w tym czasie nie stanie. Chciał jej kupić ładną biżuterię, bo
dawno nic od niego nie dostała, a w Krakowie nie było czegoś
takiego, jak sobie umyślił. Ale o tym nie powiedział. Babcia,
która wraz z Dorotką rozpakowywała jego bagaż, znalazła te
precjoza – złoty łańcuszek z wisiorkiem z turkusów, kolczyki i
bransoletkę do kompletu. Stefcia na moment przytuliła do siebie te
drobiazgi, ale nic z nich nie założyła. Pozwoliła się ubrać w
czarną sukienkę, którą na polecenie babci kupiła na miejscu
Dorotka wraz z Zuzanną. To, co przywiozła babcia było za grube i
za ciężkie na niemal letnie dni. Bo nagle zrobiło się gorąco jak
w czerwcu.
- Musisz także kupić Stefci jakiś czarny
kapelusz. I buty. Ale jak kupić buty bez nogi? – zastanawiała się
babcia, a później kładąc rękę na ramieniu Stefcia zapytała: -
Czy ty będziesz nosiła żałobę jak w Polsce przez cały rok?
Jeśli tak, to potrzebujesz więcej rzeczy. Jakieś bluzki, kostiumy,
zresztą, czy ja wiem? Musisz jakoś wyglądać do ludzi.
Stefcia jakby się przebudziła. Przyniosła pieniądze i poprosiła
o kupienie także kilku czarnych bluzek i czarnej klasycznej
sukienki. Albo nawet dwóch. I rajstopy – dorzuciła babcia. A buty
niech Dorotka kupi na swoją nogę. Będą dobre. Będą czy nie –
w zasadzie Stefci to nie obchodziło. I babcia pojechała z Dorotką
i Zuzanną na dalsze zakupy. Chciały, aby babcia była z nimi i
podejmowała ostateczną decyzję.
A Stefcia została w
hotelu, lecz nie zabawiała zebranych w salonie gości. Była wciąż
nieobecna duchem. Najchętniej leżała w ubraniu na łóżku.
Budziła się z tego letargu, pytała przez telefon Davida o jakieś
hotelowe sprawy, ale nie do końca rozumiała jego odpowiedzi, bo po
jakimś czasie pytała jeszcze raz o to samo. Pytała Halvara, czy
wszystko już jest przygotowane do pogrzebu, czy przyjedzie Olof i
jak się czuje pani Rybbing. A później znów odpływała w
zamknięty świat swoich myśli.
- Będzie lepiej, gdy
wreszcie pochowamy Liama – mówiła z przekonaniem babcia. - Muszą
opaść emocje.
W kościele, gdy Halvar jeszcze przed
nabożeństwem odszedł gdzieś na chwilę, Kaisa pochyliła się do
Steffi i szeptem zapytała, czy jest w ciąży. Stefcia w pierwszej
chwili nie zrozumiała, o co jest pytana. Odpowiedziała dopiero po
chwili, że nie, nie jest.
- Co masz zamiar zrobić z
majątkiem Liama? - padło następne pytanie.
Steffi
spojrzała na teściową z wyrazem najwyższego zdumienia. W takiej
chwili – takie pytanie?
- Nie wiem – odpowiedziała
spokojnie. - To w tej chwili nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Pomyślę później.
I rzeczywiście odsunęła od siebie te
myśli, bo cały czas targał nią ogromny żal po stracie Liama.
Jakie znaczenie miały pieniądze? Choćby nie wiem jak duże – nie
mogły przywrócić życia ukochanemu człowiekowi.
Za
trumną szła obok Halvara, z drugiej strony teścia szła jego żona.
Bela zrobił kilka zdjęć.
Później w hotelowej restauracji
była stypa. Gości zaprosił Olof i Halvar. Polacy siedzieli obok
siebie, bo tym razem Bela nie zrobił zamieszania. Viggo siedział
obok Kasi, a zaraz za nim przyjaciele Liama – Wiktor, Thosten,
Patryk, Martinus i kilku innych oraz grupka hotelarzy. Była Kristina
malarka, a nawet Oswald (Osa), oraz czteroosobowa delegacja z Pineto.
Steffi siedziała między stryjem Tomaszem a ojcem. Nie jadła –
jedynie grzebała w talerzu. Tomasz obserwował to z niepokojem.
Poszedł do kuchni. Wkrótce potem przyniesiono dla niej dużą
filiżankę bulionu (takiego podprawionego żółtkiem), a stryj
dopilnował, by wypiła go do końca, do ostatniego łyczka. Lecz czy
to wystarczająca ilość, by wzmocnić bratanicę? W każdym razie
podniosła głowę i popatrzyła na zebranych. Nic nie mówiła. Nie
wiedziała, co by mogła powiedzieć.
- Stefciu, przebudź
się. Otrząśnij z tego koszmaru. Musisz dalej żyć. Tylu ludzi
jest zależnych od ciebie! Wyjdź do ludzi. Odzywaj się. Wściekaj
się, krzycz i płacz, ale nie zamykaj w sobie – prosił stryj
Tomasz.
- Tak, tak...
- Co „tak, tak”?
-
Jutro.
- Nie, nie jutro. Jutro to my odjeżdżamy. Aż boję
się zostawiać ciebie w takim stanie. Ty w ogóle rozumiesz
sytuację?
- Nie. Nie mam siły myśleć. Nie mam siły żyć.
- Może niech babcia z tobą zostanie, co?
-
Stryjku, w czerwcu miał być nasz ślub... Nie rozumiem, co się
stało. Nic nie rozumiem.
Gdy poczęstunek zbliżał się do
końca babcia Stefania wyjęła z torebki różaniec. Bela
natychmiast zorientował się o co chodzi i usiłował powstrzymać
matkę.
- To są protestanci! Gdzie im do naszych modlitw i
polskich obyczajów! Nawet u nas już się ludzie nie modlą na
koniec stypy!
- Ale ja jestem Polką i katoliczką. I nie mam
zamiaru odstępować od polskiego obyczaju. - Popatrzyła na syna tak
groźnie, że ten cofnął się na oparcie krzesła.
Wstała.
- Pomodlimy się teraz za duszę naszego zmarłego, aby
prędko ujrzała światłość Pana. Matko Przenajświętsza, za
Twoim wspomożeniem i orędownictwem niech dusza Liama dostąpi
zbawienia. Wszyscy święci prowadźcie go do nieba. Wieczny
odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu
świeci – powiedziała to wszystko mocnym, acz spokojnym głosem. -
Znaliśmy Liama i ceniliśmy go jako człowieka. Lecz opuścił nas.
Módlmy się za jego duszę słowami różańca świętego. To
przedziwna modlitwa w swojej prostocie i głębi. Na kanwie modlitwy
do Maryi poznajemy całe życie Jezusa, aż do jego śmierci.
Wspominając śmierć Jezusa na krzyżu módlmy się za duszę Liama,
aby odnalazła drogę do nieba. - I zaczęła odmawiać różaniec.
Polacy wstali, wstał także Viggo i trzy inne osoby spośród
szwedzkich gości. Reszta patrzyła zdziwiona, jednakże wszelkie
rozmowy ustały, większość pochyliła głowy w zadumie. Babcia na
skutek interwenci Beli ograniczyła modlitwę do jednej tajemnicy
różańcowej.
W następne dni babcia z Dorotką nadal
wybierały dla Stefci stosowne ubrania, a Iga dysponowała posiłki i
sprzątanie. David od początku troszczył się o pokoje dla gości i
miał dla nich zawsze w dyspozycji samochód. Zgodnie z poleceniem
Steffi, wziął na swoje barki sprawy finansowe, między innymi
wszystkim Polakom zwrócił koszty podróży i przygotował dla nich
upominki z rzeczy, jakie zazwyczaj kupowała Steffi jadąc do Polski.
Viggo, Thorsten, Martinus i Wiktor byli na skinienie palcem, a w
szczególności ich samochody. Obwozili gości po mieście i okolicy,
aby choć trochę pokazać Szwecję. Szczególnie Viggo nie chciał,
aby wszyscy siedzieli tak „na kupie”, a przecież większość
gości miała zabawić kilka dni.
Na widok Kasi błyszczały
mu oczy.
Podobnie błyszczały oczy Hilmera Larssona gdy
patrzył na Igę.
Liam odszedł i nic nie było można
zrobić. Ale jak żyć bez niego? Jak? Stefcia ciągle nie mogła się
wziąć w garść.
- Nie mogę wrócić do Polski dopóki się
z nią nie rozmówię – powiedział Edward w cichej, szeptanej
rozmowie z bratem Belą. Tomasz już odjechał. - Wobec swoich
teściów musi być przytomna. Nawet twarda. Musi wiedzieć, co
będzie robić następnego dnia. Musi nawet snuć dalsze plany.
- Chodź na dół – wypijemy po kielichu na rozluźnienie. Może
jakiś pomysł przyjdzie nam do głowy – zadecydował Bela.
Osuszyli butelkę, ale prochu nie wymyślili.
- Dajmy jej
trochę czasu. Ten najgorszy żal i ból musi się w niej wypalić –
oświadczyła babcia, a Zuzanna jej przytakiwała. One dwie zostały
w hotelu najdłużej. Bracia zaś dostali polecenie zlikwidowania
krakowskiego mieszkania Stefci, a Kamil obiecał w tym pomóc.
Któregoś ranka Stefcia się jednak – na szczęście - ocknęła
i zaczęła działać tak, jakby się nic nie stało, jak przed
tragedią. Wróciły do niej pytania teściowej i były swoistym
bodźcem. Pamiętała też o słowach Liama odnośnie mieszkania dla
Dorotki i Kasi. Postanowiła to załatwić w miarę szybko.
Przedtem ludzie jej współczuli, a teraz się dziwili, że jest taka
nieczuła, taka odległa. A jej było wszystko jedno co o niej myślą
i mówią. Nie krzywdziła pracowników, nie narzucała się
przyjaciołom, długie godziny spędzała w biurze, raz w miesiącu
latała do Pineto. Kalix należał już do Any i Niklasa, ale oni
mieli zamiar sprzedać całość i wynieść się do Francji. W
październiku ich syn utonął w Atlantyku, więc nie było sensu tak
izolować się od ludzi.
Przez wiele dni Steffi nie
wychodziła z hotelu. Godzinami siedziała w biurze, przeglądała
dokumenty, naradzała się ze swoim nowym głównym księgowym i z
Davidem, ale nawet im nie zdradzała swoich planów, bo wtedy jeszcze
nie były sprecyzowane. Na pewno nie miała zamiaru działać
pochopnie, najpierw chciała wszystko dokładnie przemyśleć. Na
szczęście nie nachodziła jej Kaisa.
Znów podjęła naukę
szwedzkiego i włoskiego, choć w głębi duszy pytała samą siebie
– po co? Może nawet zarzuciłaby te zajęcia, gdyby Dorotka do
tego nie przylgnęła. A nawet namawiała Stefcię na intensywny
niemiecki lub francuski.
- Nie zrobisz ze mnie poliglotki! -
opędzała się od kuzynki.
Wiktor przekonał Steffi, by
przyszła do pubu. Odmawiała mu już kilka razy, teraz się
zgodziła, bo chciała zobaczyć dzieciaczki – dwóch chłopców,
podobno rosnących jak na drożdżach – ten starszy (o dziesięć
minut) miał na imię Anton, a drugi Tomas. Najdziwniejsze było to,
że obaj byli podobni do Wiktora! I do siebie – byli nie do
rozróżnienia. Podobieństwa do Grażyny jakoś nie można się było
dopatrzeć. Steffi doznała mocnego, fizycznego bólu serca na widok
dzieci. Tyle czasu była mężatką, a ciągle pozostawała dziewicą.
Kto by w to uwierzył?
Do pubu wraz ze Steffi poszła Iga i
Dorota, która już na dobre zadomowiła się w Göteborgu. Trzeba
przyznać, że Dorota ciężko pracowała. Z rana biegła do
restauracji, gdzie dbała o tak zwany szwedzki stół z przekąskami,
natomiast wieczorami często można ją było zastać na zmywaku. W
ciągu dnia lekcje z Kristiną, a czasem wykłady w Akademii, te, na
które był wstęp wolny, oraz nieustająca nauka szwedzkiego i
angielskiego. Była bardzo lubiana przez wszystkich pracowników obu
hoteli. Jej dzień był szczelnie wypełniony. Iga również dużo
pracowała, bo tu nie było jak w Polsce – gdzie osiem godzin i do
domu – tu się pracowało aż do skończenia zadania. David i
Steffi też tak pracowali. Krótko mówiąc dziewczyny nie miały
czasu na rozrywkę.
Teraz, kiedy Steffi na dobre przeniosła
się do Göteborgu, Iga myślała o opuszczeniu jej apartamentu, ale
została powstrzymana – bo po co pokój ma stać pusty.
Dorota na lipiec pojechała do Polski, skąd przywiozła wiadomość
o swojej siostrze – że jest nieprzytomnie zakochana w Viggo.
Stefcia w pierwszej chwili nie wiedziała, co z tym fantem zrobić.
Viggo nigdy nie sprawiał wrażenia, że jest zainteresowany jakąś
dziewczyną, w tym i Kasią. Błysk w oku to za mało. Delikatność
nie pozwalała Stefci stawiać prostych pytań chłopakowi, ale
zaprosiła Kasię do siebie na czas po praktykach do momentu
rozpoczęcia zajęć na studiach. Wiedziała, że młodzi zaczęli
się spotykać także poza pubem. Później Kasia wyjechała, a Viggo
nadal nic nie wspominał o żadnym zauroczeniu. Rzadko przychodził
do pubu – tyle dowiedziała się od Wiktora. To z Wiktorem miała
najmocniejszy i najczęstszy kontakt. Był dla niej jak brat.
Ada do Pineto pojechała dopiero w październiku. Wraz z matką, ale
bez Daniela. Miał do niej dojechać później, gdy ona się tam
urządzi. Ada miała w Pineto zostać na stałe. Steffi chciała, aby
była jej zaufanym pracownikiem do wszystkiego. Nałożyła na Adę
całkiem sporo obowiązków, co Adzie odpowiadało. Miała wysokie
uposażenie, matka nie musiała pracować, chociaż bardzo chciała
jakiegokolwiek zajęcia. Trochę przez przypadek została babcią
wszystkich dzieci w hotelowym jakby mini-przedszkolu, gdzie doskonale
się sprawdzała mimo nieznajomości języka.
- Dzieci
potrzebują serca – mówiła do córki. - I to jest cały sekret.
Tymczasem Stefcia, nie spowiadając się nikomu, ani nie prosząc
o radę, porządkowała swoje sprawy w Szwecji. Chciała tam
popracować jeszcze przez dwa-trzy lata, a później przekazać
wszystko Rybbingom i wrócić do Polski. Na razie kupiła w Göteborgu
dwa duże mieszkania w nowoczesnym bloku, jedno dla Dorotki, a drugie
dla Kasi, na tym samym osiedlu, ale w innych budynkach. Każda z nich
urządziła je po swojemu, a Steffi za wszystko zapłaciła. Oddała
Dorotce swoje auto, a sama przesiadła się do samochodu Liama. Kasia
samochodu nie chciała – motocykl. Tylko to było jej marzeniem. A
Viggo woziła ją, gdzie tylko chciała. Kasia w Polsce pilnie uczyła
się języka szwedzkiego. Dzieci stryja Beli nie wyrażały ochoty na
osiedlenie się w Szwecji. Dała im pieniądze na urządzenie się w
Polsce – całej trójce. A swego ojca co jakiś czas wywoziła do
Pineto na tygodniowy odpoczynek, czasem nawet z Piotrusiem. Jedynie
babcia odmawiała jakichkolwiek wyjazdów – wyjątek stanowiło
wesele Kasi. Stefci wydawało się, że pamięta o wszystkich swoich
najbliższych. A jednak ciotka Teresa Chyża i jej dzieci pozostawały
na uboczu. Stefcia nigdy się z nimi nie zżyła, nie zaprzyjaźniła,
jak to bywa w rodzinie, a przecież przez długi czas mieszkały w
tym samym domu. Po przemyśleniach w bezsenne noce i im kupiła
mieszkania – a był to czas, kiedy w kraju jak grzyby po deszczu
wyrastały osiedla budowane z dużej płyty. Nie czuła radości z
tego podarunku dla rodziny Chyżych i nie zaznała od nich
wdzięczności – jakby myśleli, że powinna im te mieszkania
kupić. W zasadzie nie było też zażyłości z dziećmi stryja
Beli, z wyjątkiem Huberta. Dziewczynki miały usposobienie matki...
Z teściami widywała się sporadycznie. Była grzeczna,
uprzejma, ale chłodna. Matka miała do niej głęboką urazę,
której nie umiała zwalczyć, a Steffi nie zabiegała o jej względy.
Stosunkowo często bywała na cmentarzu. Zawsze sama. W
myślach rozmawiała z Liamem i to jego pytała, czy dobrze zarządza
pieniędzmi. Ciągle nie mogła pogodzić się z jego śmiercią,
nawet gdy minął już rok, potem drugi i trzeci.
Kasia i
Viggo pobrali się, co było do przywidzenia. Ślub był w Polsce, a
po nim huczne wesele (w czym partycypowała Stefcia). Okazało się,
że Viggo jest katolikiem.
A przed Wiktorem (szczęśliwym
ojcem bliźniaków) otworzyła się szansa na kupno domu. Tego, który
przed laty budował. Nie było czasu na kredyty, bo facet wyprowadzał
się z dnia na dzień do Walii. Zostawiał dom z całym umeblowaniem
i większością wyposażenia. Nawet z dużą ilością zabawek dla
dzieci. Ledwie Wiktor wspomniał o tym - Steffi bez dyskusji
wyłożyła brakującą kwotę. W gotówce. I zakazała jakichkolwiek
rozmów na ten temat.
- Wiem, że Liam chciałby, abym tak
postąpiła. Nie możesz się jemu sprzeciwiać. To był twój
najlepszy przyjaciel. I ani słowa Grażynie. Koniec.
Dorotka, choć miała już własne mieszkanie, nadal mieszkała i
pracowała w hotelu, studiowała, malowała i rozwijała się. Steffi
wspierała ją finansowo, bo wiedziała, że dziewczyna nie utrzyma
się ze swego malarstwa. Kristina była z Dorotki bardzo dumna.
Szczególnie po pierwszym wernisażu swojej podopiecznej.
-
To moja najlepsza uczennica. Złoto i perła! - mówiła do Steffi z
błyskiem w oczach.
Stefcia była już zdecydowana wrócić
na stałe do Polski, ale przez Polskę szła fala niepokoju i to ją
zatrzymało w Szwecji. Stefcia bardzo to przeżywała, śledziła
wydarzenia w kraju, czasem rozmawiała o tym z ojcem i z Belą. Obaj
nalegali, by jeszcze nie wracała.
Wkrótce po pogrzebie
Stefcia zaczęła często chorować. Jakieś przeziębienia, dwa razy
angina, raz nawet zapalenie oskrzeli. Cała pierwsza zima minęła
pod znakiem chorób. Mało jadła, wychudła i zbrzydła. Nigdy nie
należała do powalająco pięknych kobiet. Wiktor błagał, by jakoś
zadbała o swoje zdrowie. Tu pomocna okazała się Iga i jej
bezkompromisowość. Stefcia zaczęła „wracać do siebie”. Iga
wymogła na niej dwa miesiące wakacji w Pineto, to znaczy nie dla
siebie, ale dla Stefci. Miała tam być, wygrzewać się na słońcu
i głęboko oddychać. Pomogło.
Wróciła do Szwecji, gdzie
wytrzymała do końca czerwca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego
roku. Spakowała wszystko, co nie było własnością hotelu, do
dużej meblowej ciężarówki, podpisała ostatnie „kwity” i
zameldowała się w Wierzbinie, a następnie w Karolince, która –
gorzej urządzona od Wierzbiny – otrzymała niemal wszystkie meble.
Niemal, bo niektóre, na przykład sekretarzyk i fotele bujane,
Stefcia zostawiła sobie. Zabrała z hotelu nawet ubrania po Liamie,
bo mogły się przydać Piotrusiowi. Teściowej oddała jedynie swój
najdroższy naszyjnik, a teściowi oba szwedzkie hotele. Nadal
wszystkie konta Liama należały do niej i nadal była właścicielką
hotelu w Pineto, ale i jego miała zamiar się pozbyć, podobnie jak
pieniędzy – dzieląc je na trójkę rodzeństwa zmarłego. I
wkrótce to uczyniła. Sama póki co postanowiła przez rok czasu
odpoczywać na łonie rodziny, studiować polskie prawo podatkowe i
przywykać do nowych, bardzo zmienionych realiów. Było ciężko.
Rozglądała się za pracą w Wierzbinie, ale tak na spokojnie.
Pamiętała o grobie Liama. Nie ustawał jej żal po stracie męża.
Wreszcie na cmentarzu w Wierzbinie na rodzinnym grobie, wmurowano
tablicę upamiętniającą śmierć Liama. I od tego czasu nie
jeździła już do Göteborgu.
Dorotka wyprowadziła się do
swego mieszkania, a Iga na razie zamieszkała z Hilmerem, ale David
prorokował, że „z tej mąki chleba nie będzie”.
Na
krótko przed wyjazdem Steffi zorganizowała w hotelowej restauracji
pożegnalne przyjęcie dla przyjaciół i znajomych, a pracownikom
wręczyła koperty z pieniędzmi - „abyście mnie dobrze
wspominali” - powiedziała na koniec.
Tymczasem w Polsce
na dobre „wybuchła” Solidarność, ale wkrótce po niej
wprowadzono stan wojenny, nastąpiły masowe internowania,
delegalizowano liczne instytucje i ograniczano kolejne swobody
obywatelskie. Telefony były oficjalnie na podsłuchu, a często
wręcz nie działały... Były liczne demonstracje uliczne, a co za
tym idzie – fala aresztowań.
Profesor Rafalski bardzo
zaangażowany w działalność na rzecz Solidarności, zmarł w
trakcie internowania, może na szczęście jeszcze w swoim
mieszkaniu. Stefcia dowiedziała się o tym zbyt późno i nie była
na pogrzebie. Panią Marię zabrał do siebie najstarszy syn, a
krakowskie mieszkanie profesorostwa stało chwilowo puste.
A
czas płynął i w Polsce szły wielkie zmiany, chociaż jednocześnie
rozwijał się polski koszmar...
Koniec tomu II.
fot. własne
W pisaniu jest III tom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz