niedziela, 20 listopada 2022

STEFCIA Z WIERZBINY - cz.13.


 

Cz.13. (69.) Koniec sierpnia 1976 r. Rodzina, wycieczki, leczenie i niemiły gość hotelowy.

Wycieczka po archipelagu w licznym towarzystwie, wystawna kolacja (zorganizowana przez Olofa) i samo poznanie rodziny Liama przyniosły dużo wrażeń i zostawiły po sobie bardzo miłe wspomnienia. Steffi była zadowolona z tego, że wszystko się tak dobrze ułożyło, że nawet pogoda dopisała im jak na zamówienie. Do Göteborgu wrócono już w strugach deszczu i przy porywistym wietrze – lato się kończyło.
Tomasz nawet na jachcie zajmował się Liamem i Stefcią, choć Marysia prosiła, aby sobie odpuścił.
- Nie mogę – wyjaśniał. - Mam za mało czasu. To moje dotykanie jest i tak za bardzo spóźnione. Ale Stefcia mówi, że czuje mrowienie, a więc coś się dzieje. Lecz na rezultaty będzie trzeba poczekać. Zdrowe tkanki muszą wyprzeć te zniszczone. One z biegiem czasu się złuszczą i blizny powinny być mniej widoczne. Na szczęście dziewczyna nie należy do niecierpliwych i nie oczekuje natychmiastowego cudu.
- A Liam? - zapytała Marysia. Już leżała w pościeli po wieczornym prysznicu.
- Z nim jest dużo gorzej. Choć chyba odkryłem sposób na jego głowę.
- Jaki?
- Jedna ręka na czole, a druga na potylicy. Wtedy chyba zaczyna coś się dziać. Podkreślam – chyba. Ale jeszcze nie jestem pewny. Dziś po tym moim zabiegu był bardzo śpiący, niemal leciał przez ręce. Widziałaś, jak szybko zwinął się do sypialni? Tak bardzo chciałbym mu pomóc!
- Za to ty jesteś wyczerpany, choć się do tego nie przyznajesz.
- Tylko trochę zmęczony. Było bardzo dużo wrażeń... Cieszę się, że przyjechaliśmy. A ty miałaś tyle obaw! Zgotowali nam serdeczne przyjęcie i dużo atrakcji. Bardzo chciałem poznać rodzinę Liama. Matka jest okropna! Barbro chyba idzie w jej ślady. Ale ojciec, brat i ta druga siostra są całkiem mili. I tacy komunikatywni. Rodzinni.
- Podobno ci rodzice z uwagi na nasz przyjazd skrócili swój pobyt na wywczasach.
- Tylko dzięki Olofowi. Przywiózł ich samolotem z Hiszpanii. No i dobrze.
- A tego to nie wiedziałam. Wszystko przez to, że nie znam angielskiego. Przecież nie tłumaczy się dla mnie każdego zdania. Wiesz? Po powrocie poszukam jakiegoś kursu z językiem angielskim. Podobno są także taśmy i płyty do samodzielnej nauki. A gdyby nie Stefcia, to bym siedziała jak na niemieckim kazaniu. A widziałeś, jak nasze dziewczynki zawróciły w głowie tym szwedzkim chłopakom?
- Jasne, że widziałem. Szczególnie Kasia. Ten wysoki Olof nie mógł od niej oczu oderwać. - Tomasz położył się obok żony, pocałował ją i zgasił światło. - O, jak dobrze – powiedział przeciągając się pod kołdrą. Czule oddała mu pocałunek.
- Ale jej się on nie podoba.
- No coś ty? Wysoki, barczysty, o miłej powierzchowności. A przy tym podobno wielki amator motocykli, a ona motocykle uwielbia. Już mnie męczy, abym jej kupił motocykl.
- Chyba nie zrobisz tego? - przestraszyła się Maria, podrywając się z poduszki i wspierając na łokciu.
- Dziś jeszcze nie, ale muszę to brać pod uwagę. - Uniósł twarz do żony i jeszcze raz ją pocałował. - Śpij, kochanie. Jesteś bardziej zmęczona ode mnie... A dlaczego ten chłopak nie podoba się naszej Kasi? Nie to, abym ją namawiał...
- Bo jest rudy.
- A jakie znaczenie ma kolor włosów? Rudy, czy czarny, to przecież bez znaczenia.
- No widzisz. Dla niej jednak ma. To ona nie chce samochodu, tylko motocykl?
- Najchętniej junaka. Nawet bardzo starego. Mówi, że ten nasz Waluś potrafi ożywić najgorszy wrak. Tylko czasem trzeba czekać na części zapasowe, albo i po świecie ich szukać. W pewnym sensie Kasia ma rację – u nas nie wszędzie dojedzie się samochodem. A motocyklem, jak i rowerem, wszędzie się prześlizgniesz. - Tomasz objął żonę i przytulił się do niej. Czuł, jak się odpręża, jak oboje się odprężają. - Kocham cię, moja śliczna żoneczko. Ale teraz już śpijmy. Jutro będą nowe atrakcje.
- A Stefcia znów zabrała je do sklepów i całkiem tym kupiła sobie nasze dziewczyny – dodała Maria już niemal usypiając.
Kasia chciała być weterynarzem, a to zawód wymagający mobilności i szybkiego działania. Kupi jej ten motocykl. Już nawet wiedział, kto chce się pozbyć swojego staruszka. Musi tam pojechać razem z Walusiem, niech on obejrzy, przejrzy, pomedytuje. Kiedyś mówił, że na giełdzie trafiają się całkiem niezłe maszyny. Tomasz nie znał się na motocyklach. Ani na samochodach. Nie chciał samodzielnie podejmować decyzji. Na szczęście nie musiał się spieszyć.
Stefcia chciała porozmawiać z mężem, ale Liam był tak śpiący, jakby zażył kilka nasennych tabletek. On pierwszy poszedł do sypialni, szepnął nawet, że nie ma siły wchodzić pod prysznic, bo mu się oczy same zamykają. Uściskali się, pocałowali i już go nie było. Za to dziewczęta – Kasia, Dorotka i Ada – były tak rozemocjonowane, że do spania było im daleko. Ada także dostała prezenty od Stefci (w tym dużo bielizny!), czym była przyjemnie zaskoczona. Stefcia potraktowała ją jak członka rodziny, nie zapominając przy tym o drobiazgach dla Daniela i dla matki Ady. Dla siebie kupiła tylko jesienny kapelusz, ciemno zielony, z dużym rondem. Wspaniale w nim wyglądała.
- Szpilki! Koniecznie musisz nosić szpilki – zawyrokowała Kasia. - Taki kapelusz nie może być bez szpilek.
- Pewnie masz rację – zgodziła się Steffi, ale nie wyjaśniła, dlaczego nie nosi wysokich obcasów. Co by to dało?
Godzina nie należała do zbyt późnych, więc zatelefonowała do Wiktora. Był na miejscu i to nawet w swoim mieszkaniu. Po zwyczajowej wymianie zdań poinformowała go o bliskim już przyjeździe Grażyny i Igi. Wyraźnie się ucieszył.
- Nareszcie – aż jęknął do słuchawki. - Szykuję dla niej niespodziankę.
- Lepiej zrób coś, by chciała zostać w Szwecji, bo ty bez Grażyny całkiem zmarniejesz. Masz okazję, to trzymaj ją w swoich rękach najmocniej jak potrafisz! Gdy wyjedzie do Polski, być może już nie wrócić i nigdy się nie spotkacie. Działaj, chłopie. Koniec siedzenia z założonymi rękoma. Będziesz mógł po nie wyjechać na dworzec? Nie mówiłam ci o tym na jachcie, bo jeszcze nie byłam pewna jak się to ułoży. Nadal nie mam pewności, ale już bliżej niż dalej... Jak wiesz ja jestem dość zajęta gośćmi, a Grażyna na pewno ucieszy się, gdy cię zobaczy. Pociągi przychodzą po południu, jakoś koło osiemnastej. Ale dokładne namiary podam ci jutro lub pojutrze. Dobrze?
- Ale bym cię wyściskał za te wiadomości!
- I zarobił po zębach od Liama.
- Oj, oj. Tylko żartowałem.
- Wszystkie te przytulaski zostaw dla Grażyny. Ona nic nie mówi, ale – jak znam kobiety – jest o ciebie zazdrosna.
- A tego nie wiedziałem... Naprawdę jest o mnie zazdrosna?
- Iga mówiła mi, że chodzi tam bardzo smętna, zgaszona, a na innych facetów ani spojrzy. Nie żartuje i nie flirtuje. Jednak najgorsze jest to, że bardzo mało je. Ana podsuwa jej smakołyki, a Grażyna zamiast jeść, to tylko pomiesza w talerzu. A to mnie bardzo niepokoi. Oby nie miała anemii.
- Steffi – zrobię, co będę mógł. Obiecuję. Nie wypuszczę jej do Polski bez lekarskich badań. Teraz to i dla mnie jest priorytet.
- Super. Cieszę się. Ona nie ma ubezpieczenia, więc za wszystko trzeba będzie zapłacić prosto z kieszeni. Mam nadzieję, że te koszty ciebie nie przerażają, bo Grażyna na pewno będzie się wzdragać przed badaniami właśnie z uwagi na koszty. A i czasu jest mało na załatwienie prywatnej wizyty, wiesz, te terminy.
- Załatwię to. Bądź spokojna.
- I odwiedź tego faceta od twego domu. Liam mówił, że chciałby sfinalizować sprawę nie dalej niż na początku września. Będziesz miał dość pieniędzy nawet na zapłacenie wygórowanej ceny, o to się nie martw. Nie będziesz w tym sam.
- Steffi, kochanie, są rzeczy, na które facet, żaden facet!, nie może się zgodzić.
- I na tym dyskusję kończymy. Pamiętaj, że nie jesteś sam.
Na drugi dzień z samego rana zadzwoniła Kristina. Wiedziała, że ze Steffi jest ranny ptaszek, więc wcale się nie krępowała. Prawie od razu przeszłą do sedna sprawy.
- Musisz do mnie przyjechać ze swoją kuzynką. Z Dorotą.
- Coś się stało? - przestraszyła się Stefcia.
- Nic się nie stało. Dostałam wiadomość i pojutrze wyjeżdżam do Belgii na dość długi malarski plener. Wrócę dopiero na początku września. Jakoś drugiego, a może trzeciego. Ale tu chodzi o Dorotę. Dziewczyna ma wielki talent. Na jachcie szkicowała, a ja widziałam te szkice. Ona powinna kształcić się w tym kierunku. Daj mi ją na pół roku. Niech się podszkoli pod moją ręką. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Poza tym mam przyjaciele w akademii plastycznej, profesora Mattssona, wybitnego malarza. Może mi się uda namówić profesora na konsultacje. Na razie niczego nie obiecuję. Ale przyjedźcie do mnie, bo ja już nie mam czasu. Muszę się przygotować, spakować i tak dalej. Koło szesnastej będę w pracowni. Dziewczyna niech zabierze ze sobą wszystkie swoje szkice, nawet te na maleńkich świstkach papieru. Muszę to raz jeszcze na spokojnie zobaczyć. Widziałam, jak szkicowała ucho faceta. Co za precyzja! Idealnie uchwycone szczegóły. Kilkoma kreskami wydobyła głębię szkicu, jakby na jej kartkę padało słońce. Przyjedziecie?
- Pół roku, powiedziałaś?
- Minimum pół roku.
- A mogę zabrać ze sobą jej rodziców?
Kristina milczała przez chwilę, wreszcie przytaknęła.
- Może to nawet dobrze, w końcu oni mają na razie głos decydujący. Gdyby się zgodzili od razu omówimy szczegóły.
- Jakby co, to Dorota mieszkać będzie u mnie i to ja wszystko sfinansuję. Tego tematu z rodzicami Doroty nie poruszaj.
- Dobrze. To rozumiem, że jesteśmy umówione?
Steffi musiała pilnie porozmawiać z Liamem, ale on teraz był w rękach stryja Tomasza. I to dosłownie. Ada już wczoraj wróciła do siebie, bo jej krótkie wakacje z Rybbingami właśnie się skończyły i od tego dnia już miała pracować. Ciocia Marysia pojawiła się wraz z mężem, natomiast dziewcząt na razie nie było, najwyraźniej zaspały.
- Może ja je obudzę? - zaofiarowała się. - Przecież mamy wszyscy iść na dół na śniadanie.
- Zaraz poproszę o śniadanie do apartamentu, a sama zrobię kawę. Siadaj, ciociu, oszczędzaj nogi, bo dziś czekają nas zabytki, muzea i w ogóle łazęga po Göteborgu. Dziewczęta będą zawiedzione, gdyż nie będzie chłopców. Muszą pracować. Masz chociaż wygodne buty? A o szesnastej mamy spotkać się z Kristiną w jej pracowni.
- To ta ascetyczna malarka?
- Ascetyczna? No, może trochę. Tak, to o nią chodzi.
- A po co my tam?
- Obejrzymy malarstwo Kristiny, to będzie jak wernisaż. A o reszcie dowiesz się, gdy dołączy do nas stryjcio i Dorotka. Kasia – wyjątkowo – nie jest zaproszona.
- To dopiero tajemniczo zabrzmiało!
- Nie ma tu żadnej tajemnicy. Po prostu Kristina stwierdziła, że Dorota ma wrodzony talent. Szkoda zaprzepaścić szansę, jaką daje jej możliwość rozwoju w innym świecie. Zawsze może wrócić do Polski by dokończyć swoją Akademię.
Steffi już stawiała na stół kawę, gdy w salonie zjawiły się Kasia z Dorotką, a po chwili także room-serwis ze śniadaniem. Pojawił się także Tomasz, zaraz za nim Liam. Steffi wróciła jeszcze do kuchni po półmisek polskich wędlin, tak lubianych przez Liama. A tu nowy gość-niespodzianka – przyjechała Alice i to bez zapowiedzi. Ochoczo oświadczyła, że bardzo chętnie dołączy do zwiedzania miasta, dawno tego nie robiła.
- Bardzo mi to na rękę – powiedziała Steffi. - Ty najlepiej znasz Göteborg. Zapewne wiesz, co warto zobaczyć.
- A ja? - oburzył się Liam. - Przecież to także moje miasto!
- Ale Alice ma na wszystko kobiece spojrzenie, a tu jest przewaga pań.
- Stryjku, to my jedziemy do portu – zadecydował Liam.
- O nie, mój młody człowieku. Ja wszędzie z moją żoną. Później będziemy porównywać wrażenia. A do portu możemy jutro. Dzisiejsza pogoda jest niezbyt dobra, bo chmury i wiatr. I tak dobrze, że nie pada. Jednak jeśli w planie mamy też jakieś muzeum – to proszę co najwyżej jedno. Chciałbym mieć czas na spokojne oglądanie.
Marysia posłała mężowi piękny, pogodny uśmiech.
- A ja dla niektórych osób mam niespodziankę – przypomniała sobie Steffi. - Stryjostwo, Dorotka i ja jesteśmy zaproszeni na szesnastą do Kristiny.
- Wiadomo w jakim celu? - zapytał Tomasz.
- A dlaczego beze mnie? - dociekała naburmuszona nagle Kasia.
- Na razie wszystko jest tajemnicą. Pojedziemy, zobaczymy. A ty, Dorotko, masz pozbierać wszystkie swoje rysunki i szkice, jakie zdążyłaś już zrobić. Kristyna kazała, aby było wszystko, nawet najnędzniejsze karteluszki. Ona to musi zobaczyć. W ten sposób chyba już wszyscy domyślają się, co Kristina ma na myśli. A ty, Liam, chodź ze mną do kuchni, bo potrzebuje tam twojej pomocy – co powiedziawszy Steffi podniosłą się z miejsca. A w kuchni szeptem wyjaśniła Liamowi w czym rzecz. I zapytała, czy Dorotka mogłaby pomieszkać w ich apartamencie. Liam zgodził się bez namysłu.
- Jeśli zostanie w Szwecji, to daj jej jakąś stałą kwotę, coś w rodzaju stypendium, niech nie czuje się taka od nas zależna. Ale i tak będzie jej smutno samej w tak dużym domu jak nasz.
- Mam też propozycję dla Igi, ale o tym porozmawiamy później. W każdym razie póki co mogłyby tu mieszkać razem po naszym wyjeździe do Polski.
- Dobrze. Później wszystko obgadamy i ustalimy. A teraz daj to ciasto, aby nie było, że my tylko wychodziliśmy na takie szeptanki!
- Dobrze. To ty idź z ciastem, a ja zrobię następny dzbanek kawy.
Ledwie wróciła z kawą a do telefonu poprosił ją Lukas.
- Steffi, błagam, przyjedź. Nie mogę sobie poradzić z Chińczykiem!
- Dobrze, zaraz będę. Ale zanim co, powiedz w dwóch zdaniach o co chodzi.
- Pomylił daty, chce pokój teraz, natychmiast, a rezerwację ma dopiero za tydzień. Nie mamy nic wolnego, a on się upiera, że nie wyjdzie z hotelu, że my na pewno mamy coś wolnego. On wie, że wszystkie hotele na całym świecie mają zawsze jakieś zapasowe pokoje.
- Mój Boże... Nawet nie wiem, czy tutaj jest coś wolnego.
- Dzwoniłem do Davida – macie pełne obłożenie.
- To zabiorę kuzynki do mego apartamentu, a pokojówka przygotuje dla Chińczyka ich pokój. Powiedz facetowi, że wszystko jest na dobrej drodze, tylko musi zmienić hotel. A ja już do was jadę.
Lukas czekał na Steffi przed hotelem. Jak zwykle był elegancko ubrany – ciemny garnitur, biała koszula i krawat, wszystko odprasowane i lśniące czystością. Bardzo dbał o swoją powierzchowność. Steffi naliczyła u niego co najmniej osiem garniturów. Zazwyczaj codziennie lub co drugi dzień był w innym. A koszule to już obowiązkowo każdego dnia zakładał świeżą. „Ciekawe, jak się ubiera po domu?” - myślała czasem z zaciekawieniem. Oczywiście takich pytań się nie zadaje.
Przywitali się podaniem ręki i krótkim cmoknięciem w policzek.
- Jak to możliwe, że nie dajesz sobie rady z takim problemem? - wyraziła swoje zdziwienie Steffi.
- Zaraz sama się przekonasz.
- A ochroniarze?
- Są na miejscu. Chcesz wyrzucić faceta na ulicę? Pójdzie o nas zła fama, stracimy opinię. On gotów ściągnąć nam na głowę pismaków.
Obcokrajowiec był niewysoki, szczuplutki, czarnowłosy. Miał około pięćdziesięciu lat. Składał ręce na piersi i kłaniał się pokornie. Jednak spojrzenie miał złe. To pierwsze rzuciło się Steffi w oczy. Rozmowa trwała ponad pół godziny, a Chińczyk nie chciał zrozumieć, że w tym hotelu nie ma dla niego pokoju. I tu żadne czary-mary nie pomogą, bo fizycznie nie ma nic wolnego. A do innego hotelu on nie chciał. Lukas powiedział, że obdzwonił wszystkie zaprzyjaźnione hotele – generalny brak miejsc, a wszystko przez to, że w jednym z większych hoteli był pożar i całe skrzydło budynku jest wyłączone z eksploatacji.
- Pożar? Nic nie wiedziałam – jęknęła Steffi. - Kiedy?
- Jak byliście na wycieczce. Wszystkie gazety o tym pisały. Myślałem, że wiesz.
- Jakoś mi to umknęło. Dobra. To co robimy z panem Chińczykiem?
- Chyba jednak zawołam chłopaków z ochrony. I te jego pięć waliz... Gdzie on się wyprowadza? Albo sprowadza? To jest jakieś podejrzane. No i dlaczego nie chce jechać do twego hotelu? - Lukas nerwowo dreptał w tę i z powrotem.
Chińczyk źle mówił po angielsku, być może też i nie wszystko rozumiał. Dla Steffi było to absolutnie nie do pojęcia, by ktoś się tak upierał! Do mężczyzny nie trafiały żadne tłumaczenia. Przyjechał następny gość i boy zdjął walizy Chińczyka z wózka bagażowego, bo musiał obsłużyć tego nowego gościa. A Chińczyk podniósł straszliwy krzyk w swoim ojczystym języku, mocno gestykulując przy tym rękoma. Można to było odczytać jako „to dla tamtego macie miejsce, a dla mnie nie?”
- Jedzie pan ze mną czy nie? Bo za chwilę i tamtego pokoju dla pana nie będzie. Nie mam, czasu na dłuższe bezowocne rozmowy. Proszę opuścić ten hotel.
W tym momencie nadeszła Ada z podsłuchaną wiadomością – grupa starszych Anglików - emerytów opuszcza wcześniej hotel, bo jeszcze zorganizowano dla nich jakąś nową atrakcję. Właśnie pakują się w pośpiechu.
- To nam nic nie daje – uśmiechnęła się smutnie Steffi. - Facet chce pokój na cały tydzień, a my mu możemy Pod Różą dać tylko jedną dobę. Dlaczego pan swój problem przerzuca na nasze barki? - zwróciła się do Chińczyka. - Zła rezerwacja to pana kłopot, nie nasz. Lukas, wezwij ochronę i kończymy sprawę. Mam dość.
Przyjście ochroniarzy podziałało na niefortunnego obcokrajowca, ale Steffi już nie chciała wieźć go swoim samochodem.
- Zapakuj go do służbowego – poleciła Lukasowi po szwedzku. - Jestem i tak zła, że idę mu na rękę. Nie zasługuje na to. Mam przeczucie, że będą z nim dalsze kłopoty. Wygląda jak przebiegły szczur. Zupełnie jakby nie był Chińczykiem! - Steffi powiedziała to przyciszonym głosem na ucho Lukasowi, bo być może gość tylko udaje nieznajomość obcych języków, różnie z tym bywa.
Do swego hotelu Steffi zazwyczaj wchodziła bocznym wejściem. Teraz jednak podjechała pod główne i dała kluczyki parkingowemu, a sama jak najszybciej poszła do recepcji. Uprzedziła dyżurną dziewczynę o złych manierach Chińczyka i poleciła uważać na niego. Przy okazji dowiedziała się, że jej rodzina już pojechała „w miasto”, bo przyjechał taki rudzielec, i taki inny młody, i zabrali wszystkich do trzech samochodów. Na koniec dodała, że pan Liam był wyjątkowo chmurny...
- Przywieziono też pierwszą partię nowych narzut. Podobno są bardzo ładne... - dodała już, gdy Steffi odchodziła.
To była jedna ze spraw, którą Steffi chciała załatwić przed wyjazdem do Polski.
- O, to miłe, że się tak pośpieszyli! Są pewnie w magazynie u panny Natalii. Już do niej idę. A te stare trzeba będzie dać do pralni, a następnie do tego domu opieki, co zawsze. Nie będziemy ich magazynować. Ale wymianę zaczniemy dopiero od pierwszego września.

fot. Łukasz Żukrowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz