piątek, 30 września 2016
NA POŻEGNANIE ROBERTOWI P.
Na pożegnanie Robertowi P.
Przyszła zbyt szybko
Niezapowiedziana
Wstrząsnęła całą rodziną
Parka dzieci i żona
Dlaczego tak szybko odszedł
Dlaczego właśnie on zginął
I pochyliły się drzewa
przed majestatem śmierci
Ognik zniczowy pełga
czasem na wietrze zaskwierczy
Cóż wszystko to wobec żalu
jaki dosięgnął rodzinę...
zaledwie trzydzieści trzy lata
wyszedł rankiem
i już nie wrócił
Zginął
© Elżbieta Żukrowska 29.09.2016.
fot. Robert P.
SZKOŁA BABCI
szkoła babci
wymażę ciebie z serca
to zajmie cztery chwile
tak każe zdrowy rozsądek
a z nim się przecież nie biję
wykluczę twą postać z marzeń
najpierw z tych najważniejszych
ze wspomnień pewnie nie zdołam
napromieniowane sobą
we mnie zdołałeś umieścić
szukam ratunku w magii
nawet w przyrodzie - zawczasu
dlatego mój dom ustroję
amuletami z lasu
będą kasztany szyszki
garście żołędzi jagody kaliny
bukiet z suchych liści
i... zbiór starych nauk babcinych
tak - wspominam babcię
uczyła dobitnie więc czerpałam wiele
że nie wolno być w żadnym trójkącie
lepiej zamiast kochanka mieć AŻ przyjaciela
© Elżbieta Żukrowska 28.09.2016.
fot. z internetu
czwartek, 29 września 2016
W CIEPLE KOMINKA I ŚWIEC
W cieple kominka i świec
Nie znikną z pamięci dni lata szalone,
te nasze spotkania, spacery, wycieczki!
Niech deszcz sobie pada, niech spada liść z klonów,
my mamy zaciszne miejsce na ucieczki.
Wyblakło już słońce, zaś głóg w ogniu stanął,
nad nami - jak co roku - skrzydła trzepoczą...
Sznur gęsi już leci. Czy do ciepłych krajów?
A niebo nas szczodrze obdarza wilgocią.
Zamykam już okno, ty palisz w kominku,
a mamy tu książki, herbatki i siebie,
z gronem przyjaciół spotkanie przy winku.
W ten sposób nasz dom stał się uroczym niebem!
© Elżbieta Żukrowska 28.09.2016.
fot. z internetu
NA JESIENNY SPACER
Na jesienny spacer
Piękna jesień nie stoi w miejscu,
ciągle rozsyła w świat zamieć liści,
bo wiatr jesienny w ostrym szaleństwie
wszystko co może zrywa i niszczy!
Nim ostatecznie dotrą tu słoty
i spadłe liście w brunatność zmienią,
jeszcze na spacer mam ochotę,
wraz z tobą - drogą bardzo jesienną.
Niektóre krzewy już całkiem nagie,
na pnączach wiszą ostatnie grona,
to dla kwiczołów głodnych stada,
niech się nasycą nim jesień skona.
© Elżbieta Żukrowska 28.09.2016.
fot. z internetu
środa, 28 września 2016
REFLEKSYJNIE O ...
Warsztat jesienny - fragment z założeń:
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
Refleksyjnie o...
Mgły tulą się do drzew, zacierają kontury
i nasączają wodą pola oziminy,
kropelkami karmią ostatnie rośliny,
które pragną dalszych dni bez jednej chmury.
Słoneczniki schyliły swoje ciężkie głowy,
a niejeden ptaszek ziarnko z nich pochwyci,
wstrzemięźliwość w jadle będzie zimą ćwiczył,
teraz jakby na zapas jeść jest gotowy.
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot. z internetu
PRZY KOMINKU
Warsztat jesienny - fragment z założeń:
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
Przy kominku
Przychodzi pora na kominek,
na znakomity grzaniec pora!
W domu leciutko pachnie dymem,
za oknem ziąb do tańca woła!
Pogoda, że psa nie wygonisz,
więc raczej, miły, toast wznieśmy:
niechaj nam plucha szybko minie,
a śnieżny tiul przykryje pleśni!
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot. z internetu
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
Przy kominku
Przychodzi pora na kominek,
na znakomity grzaniec pora!
W domu leciutko pachnie dymem,
za oknem ziąb do tańca woła!
Pogoda, że psa nie wygonisz,
więc raczej, miły, toast wznieśmy:
niechaj nam plucha szybko minie,
a śnieżny tiul przykryje pleśni!
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot. z internetu
wtorek, 27 września 2016
O PROSZĘ!
Warsztat jesienny - fragment z założeń:
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
O proszę!
Już sumak i dzikie wino rumienią się o tej porze.
Ktoś tu zapytał: dlaczego? A sprawa prosta... Jest bodziec!
To przyszedł czas zakochania, lecz są oboje wstydliwi,
więc się rumienią od rana, chociaż tak bardzo szczęśliwi!
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot. z internetu
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
O proszę!
Już sumak i dzikie wino rumienią się o tej porze.
Ktoś tu zapytał: dlaczego? A sprawa prosta... Jest bodziec!
To przyszedł czas zakochania, lecz są oboje wstydliwi,
więc się rumienią od rana, chociaż tak bardzo szczęśliwi!
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot. z internetu
Etykiety:
małe formy,
przyroda,
WARSZTAT
GDY PORA NA JARZĘBINY
Warsztat jesienny - fragment z założeń:
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
Gdy pora na jarzębiny...
Jest czas, że nam brakuje lata...
Lecz babim latem oplątane
jeszcze zatrzyma się na moment,
na jeden uśmiech pozostanie!
Odżyje wspomnień naszych ścieżka...
Lecz po co wracać, skoro teraz
w zachwycającej barw palecie
toną alejki, skwerki, drzewa.
Z ogrodów dymy płyną nisko,
o tym specjalnym, smaczku, woni...
A nad głowami lecą ptaki
w dalekie kraje... Nie dogonisz!
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot.info.e-ogrody.pl
PORA NA PARASOLE
Warsztat jesienny - fragment z założeń:
..."żeby nie było zbyt łatwo, zastosujemy,,kanibalizację”
słów kluczowych: jesień, liście, wiatr, deszcz;
innymi słowy, ta ,,czwórka” nie może pojawiać się w mini."
Pora na parasole
Błotnie, słotnie i wilgotno...
Znikł z alejek kolorowy wir.
Świat ubrany w smutne brązy,
także szarość oraz kir.
Parasole suną cicho,
mało jest czasz kolorowych,
a przeważa czerń i szarość,
czasem odcień granatowy.
Osłaniają ludzkie barki,
kryją głowy, zmarzłe ręce.
I przenoszą rytm marszowy
kropli co po czaszach pędzą.
© Elżbieta Żukrowska 27.09.2016.
fot. net.kobiety.pl
poniedziałek, 26 września 2016
ZDROWE ZAKAZY
zdrowe zakazy
nie będzie żadnych elaboratów
nie zgodzę się na ekshibicjonizm
chyba za dużo jest tu kwiatów
i ich łagodnej a słodkiej woni
chciałeś nowego smakować zmiany
żyć na opak gardząc koleiną
biegłeś myślą jak rącze tarpany
wyżej przepaści ponad doliną
milcz i zaufaj lepiej instynktom
a tajemnice będą bezpieczne
bez profanacji ich obcą myjką
nie daj żeru plotkarzom odwiecznym
© Elżbieta Żukrowska 25.09.2016.
fot. z internetu
niedziela, 25 września 2016
WIATR NAD BAŁTYKIEM
warsztat - jeszcze raz vilanella
Wiatr nad Bałtykiem
To wiatr fale rozhuśtał, grzywy pędzi białe.
a choć słońce zachodzi - nie chce wcale ścichnąć.
Rozkołysany Bałtyk wygląda wspaniale!
Wiatr udaje, że nie dba, że wszystko niedbałe...
Zabronił ptakom latać, szczególnie rybitwom.
A tak fale rozhuśtał, że grzywy są białe.
Czyżby gniewał się bardzo? Groził arsenałem?
Potrafi być zefirkiem, bryzą energiczną.
Rozkołysany Bałtyk wygląda wspaniale!
Słońce musi utonąć - jest pod chmur nawałem.
Samo ma wybrać falę szarą, aksamitną.
A wiatr jest coraz większy, grzywy pędzi białe!
Choć bywa, że przycichnie, wtem zrywa się cwałem!
Ma niespożyte moce, siłę energiczną.
Rozkołysany Bałtyk wygląda wspaniale!
Północny, lodowaty lubi morskie fale.
W tworzeniu wielkiej grozy bywa rekordzistą.
To on fale rozhuśtał, grzywy pędzi białe.
Rozkołysany Bałtyk wygląda wspaniale!
© Elżbieta Żukrowska 22.09.2016.
fot. Robert Zarecki
Etykiety:
w. - morskie opowieści,
WARSZTAT
WIEM ŻE SZUKASZ BOGA
wiem że nie szukasz Boga
nie obawiaj się nie będę ciebie nawracała
lecz sam zajrzyj w serce i sprawdź najdokładniej
może jakaś cząsteczka ciebie będzie Boga chciała
pragnienie myśl bodaj maleńka jak ziarnko gorczycy
i ona choć cichutko to najgłośniej krzyczy
by jakaś ręka znów ci Pana dała
w gruncie rzeczy chciałbyś by było spotkanie
by coś sprawiło że się stawisz na nie
gotów w siebie przyjmować i odkrywać zdania
lecz czujesz się zniechęcony przez ludzkie gadania
przez naśmiewanie się z krzyża i księży
boisz się że i ciebie taka śmieszność dotknie
kolana zapomniały że można uklęknąć
prosić i dziękować czasem cicho jęknąć
zapatrzeć się w głąb siebie i ujrzeć Jezusa
który też coś mówi chociaż ustami nie rusza
wsłuchaj się
bo On do siebie zawsze przywołuje
ma cierniową koronę gwoździe rozrywają ciało
On ciepi za nas
daje
miłość i miłosierdzie - a nie tylko obiecuje
czy dla ciebie to nadal zbyt mało
© Elżbieta Żukrowska 18.09.2016.
fot. Adam Mondzelewski
sobota, 24 września 2016
Jak to pewnego dnia było - 7 -SPACEROMANIA
Zdarzyło się naprawdę 7- SPACEROMANIA
Dzień za dniem i nagle się okazuje... że nic ode mnie nie zależy.
Dzień za dniem i nagle się okazuje... że nic ode mnie nie zależy.
Gdy jestem w kuchni, coś tam szykuję, kroję, pichcę - słowa opowiadania płyną w myślach całkiem wartką rzeczką. Wystarczy, że zbliżę palce do klawiatury - już uciekły, pierzchły tak pospiesznie, że nawet ich nie pamiętam. Opowiadanie sączy się powolnie, a nie umiem odtworzyć tego, co mi w tej kuchni mignęło ekspresem... To znaczy ciągle wiem, o czym chciałam opowiedzieć - jednak nie brzmi to już tak dowcipnie. Zaczynając od początku powinnam powiedzieć głośno i wyraźnie:
ODZYSKAŁAM WOLNOŚĆ
Spacerkiem wędruję uliczkami miasta. Zatrzymuję się, by złapać głębszy oddech. Odkrywam nowe sklepy! Nie miałam pojęcia o ich istnieniu! I co najdziwniejsze - nie spotykam znajomych... Myślę o tym z niepokojem. Gdzie się podziali? Przecież zawsze miałam ich dużo. Na krótkim odcinku było kilka "dzień dobry", a teraz wcale... Czyżbym nie rozpoznawała ludzi? Albo oni mnie? Coś się wydarzyło? O czymś nie wiem? W sklepach też nie jestem rozpoznawana... Dziwne...
Zamieniam uliczki na park. Gdyby nie kaczki, które można obserwować z ciekawością - a zawsze coś się tam dzieje - też wiało by nudą. Mało ludzi. Starszych pań nie ma wcale. Panowie dokarmiający kaczki chlebem, grupa przedszkolaków na marudnym spacerku. Pierwsza i ostatnia para ustrojone w odblaskowe kamizelki. Oczywiście dwie panie do opieki nad niewielką gromadką. Kilka młodych osób z kijkami do chodzenia - szybki krok, równe, mocne tempo. Obserwuję to z pewnym zdumieniem, nawet zaskoczeniem - to nie są grupy, tylko pojedyncze, samotne zmagania. W gruncie rzeczy przyszłam do parku by swobodnie popisać, ułożyć początek, może cały pierwszy rozdział. Jednak pochłonęła mnie obserwacja. No i ptaki. Tak pięknie śpiewają! Nie chcę wyłączyć się dla innych czynności. Pisać mogę przecież w domu.
Na inny spacer wybrałam tzw. czerwone boisko - to znaczy zielone miejsce najbliżej mego mieszkanka. Zabrałam ze sobą wiersze Kazimierza N. - jest w nich tak wiele spokoju! Myślę, że są mi najbliższe. Pewnie mogłabym sama tak napisać. Podobne zwroty i sformułowania. Jednakowo układające się myśli. Prawie. To "prawie" powoduje, że wiersze napisał Kazimierz. N., a nie ja... No tak - przecież nie umiem tak miękko i ciepło... Od razu po otrzymaniu tomiku przeczytałam go ciurkiem dwa razy. Od tego czasu upłynęło kilka miesięcy... Jeśli dobrze pamiętam - były tam i "krzyczące" wiersze - ale dużo łagodniejsze niż bywa mój wierszowy krzyk. Teraz smakuje wiersze Kazimierza powoli. Delektuję się nimi. Ogromnie żałuję, że nie mogę być na Jego spotkaniu autorskim... te odległości...
Deszcz położył kres spacerom. Ale nie narzekam. Mam tak obolałe stopy, że nie gardzę przypadkowym wypoczynkiem. Konieczny jest masaż stóp - nie lubię, jednak robię. I czekam na lepszą pogodę. Mam też czas na czytanie. Na ekranie - wiersze, a jeśli książka papierowa - to proza. Poza tym trochę się uczę. Samodzielne wyszukiwanie informacji w internecie przychodzi mi z trudem - nie poddaję się, bo to jedyna dla mnie w tej chwili droga do koniecznych wiadomości. I tak przydał by się mentor, ktoś w realnym świecie, co by ostro (ale i życzliwie) ocenił moje postępy w tej utajnionej (póki-co) dziedzinie. W każdym razie o nudzie, mimo deszczu, nawet mowy być nie może! Gorzej - gdzieś wysoko nad głową czasem popłakuje dziecko, takie małe, albo szczeka pies. Odgłosy w naturalny sposób odrywają mnie od pracy. Dzieckiem się martwię i psa też na swój sposób przeżywam.
Dobrze iść na spacer... a czasem w konkretne miejsce z góry zakładając, że będzie to czas na kontemplację, na modlitwę, na wyciszenie... W nozdrza się wkrada jedyny w swoim rodzaju zapach kadzidła, znajomo pobrzękują dzwoneczki, organy brzmią niewypowiedzianym pięknem... Przez kolorowe witraże wpada uśmiechnięte słońce i dość figlarnie kładzie barwne plamy na włosach i ubraniach ludzi lub na jasnych kostkach posadzki. Z obrazu patrzy Jezus - dobrymi, kochającymi oczami. Trzy ornaty pobłyskują w migotliwym słońcu - to wiatr porusza gałęzie wysokich drzew rosnących tuż przy murze kościoła. Jest we mnie cichutki spokój - to po niego tu przyszłam...
Choroba zatrzymuje mnie w domu... To już ponad tydzień. Przykra sprawa. Jednak dziś po południu będę u specjalisty, który orzeknie, co dalej.
Na szczęście - nie szpital. Kuruję się w domu. Nudnawo. Dobrze, że mam internet. Za dwa dni skończą się nudy i będę miała pełne ręce roboty. Aż się boję, czy osłabiona trzecim już antybiotykiem sprostam wyzwaniu. Po prawdzie nie mam innego wyjścia. Ale i pomocnika brak...
Wydaje się, że gdy towarzyszy mi pogodny nastrój - wiersze omijają mnie tzw. szerokim łukiem. Czyżbym mogła pisać tylko wtedy, gdy łza pod powieką? Właśnie ostatnio mam dużo uśmiechu na twarzy - i to mimo choroby. Wczoraj i dziś towarzyszy mi złudzenie niedzieli. Takie uporczywe.
Dopisuję tu zdanie po zdaniu od dłuższego już czasu - i chyba pora pomyśleć o zakończeniu. Wstrzymam się jeszcze do zakończenia choroby... ale ona na razie ani myśli ustąpić! Jutro będą pełne dwa tygodnie... A w aparacie czekają jakieś zapomniane zdjęcia - trzeba je tu dodać... Ba! Właśnie baterie uległy wyładowaniu...
© E. Żuk. wrzesień 2013.
Zamieniam uliczki na park. Gdyby nie kaczki, które można obserwować z ciekawością - a zawsze coś się tam dzieje - też wiało by nudą. Mało ludzi. Starszych pań nie ma wcale. Panowie dokarmiający kaczki chlebem, grupa przedszkolaków na marudnym spacerku. Pierwsza i ostatnia para ustrojone w odblaskowe kamizelki. Oczywiście dwie panie do opieki nad niewielką gromadką. Kilka młodych osób z kijkami do chodzenia - szybki krok, równe, mocne tempo. Obserwuję to z pewnym zdumieniem, nawet zaskoczeniem - to nie są grupy, tylko pojedyncze, samotne zmagania. W gruncie rzeczy przyszłam do parku by swobodnie popisać, ułożyć początek, może cały pierwszy rozdział. Jednak pochłonęła mnie obserwacja. No i ptaki. Tak pięknie śpiewają! Nie chcę wyłączyć się dla innych czynności. Pisać mogę przecież w domu.
Na inny spacer wybrałam tzw. czerwone boisko - to znaczy zielone miejsce najbliżej mego mieszkanka. Zabrałam ze sobą wiersze Kazimierza N. - jest w nich tak wiele spokoju! Myślę, że są mi najbliższe. Pewnie mogłabym sama tak napisać. Podobne zwroty i sformułowania. Jednakowo układające się myśli. Prawie. To "prawie" powoduje, że wiersze napisał Kazimierz. N., a nie ja... No tak - przecież nie umiem tak miękko i ciepło... Od razu po otrzymaniu tomiku przeczytałam go ciurkiem dwa razy. Od tego czasu upłynęło kilka miesięcy... Jeśli dobrze pamiętam - były tam i "krzyczące" wiersze - ale dużo łagodniejsze niż bywa mój wierszowy krzyk. Teraz smakuje wiersze Kazimierza powoli. Delektuję się nimi. Ogromnie żałuję, że nie mogę być na Jego spotkaniu autorskim... te odległości...
Deszcz położył kres spacerom. Ale nie narzekam. Mam tak obolałe stopy, że nie gardzę przypadkowym wypoczynkiem. Konieczny jest masaż stóp - nie lubię, jednak robię. I czekam na lepszą pogodę. Mam też czas na czytanie. Na ekranie - wiersze, a jeśli książka papierowa - to proza. Poza tym trochę się uczę. Samodzielne wyszukiwanie informacji w internecie przychodzi mi z trudem - nie poddaję się, bo to jedyna dla mnie w tej chwili droga do koniecznych wiadomości. I tak przydał by się mentor, ktoś w realnym świecie, co by ostro (ale i życzliwie) ocenił moje postępy w tej utajnionej (póki-co) dziedzinie. W każdym razie o nudzie, mimo deszczu, nawet mowy być nie może! Gorzej - gdzieś wysoko nad głową czasem popłakuje dziecko, takie małe, albo szczeka pies. Odgłosy w naturalny sposób odrywają mnie od pracy. Dzieckiem się martwię i psa też na swój sposób przeżywam.
Dobrze iść na spacer... a czasem w konkretne miejsce z góry zakładając, że będzie to czas na kontemplację, na modlitwę, na wyciszenie... W nozdrza się wkrada jedyny w swoim rodzaju zapach kadzidła, znajomo pobrzękują dzwoneczki, organy brzmią niewypowiedzianym pięknem... Przez kolorowe witraże wpada uśmiechnięte słońce i dość figlarnie kładzie barwne plamy na włosach i ubraniach ludzi lub na jasnych kostkach posadzki. Z obrazu patrzy Jezus - dobrymi, kochającymi oczami. Trzy ornaty pobłyskują w migotliwym słońcu - to wiatr porusza gałęzie wysokich drzew rosnących tuż przy murze kościoła. Jest we mnie cichutki spokój - to po niego tu przyszłam...
Choroba zatrzymuje mnie w domu... To już ponad tydzień. Przykra sprawa. Jednak dziś po południu będę u specjalisty, który orzeknie, co dalej.
Na szczęście - nie szpital. Kuruję się w domu. Nudnawo. Dobrze, że mam internet. Za dwa dni skończą się nudy i będę miała pełne ręce roboty. Aż się boję, czy osłabiona trzecim już antybiotykiem sprostam wyzwaniu. Po prawdzie nie mam innego wyjścia. Ale i pomocnika brak...
Wydaje się, że gdy towarzyszy mi pogodny nastrój - wiersze omijają mnie tzw. szerokim łukiem. Czyżbym mogła pisać tylko wtedy, gdy łza pod powieką? Właśnie ostatnio mam dużo uśmiechu na twarzy - i to mimo choroby. Wczoraj i dziś towarzyszy mi złudzenie niedzieli. Takie uporczywe.
Dopisuję tu zdanie po zdaniu od dłuższego już czasu - i chyba pora pomyśleć o zakończeniu. Wstrzymam się jeszcze do zakończenia choroby... ale ona na razie ani myśli ustąpić! Jutro będą pełne dwa tygodnie... A w aparacie czekają jakieś zapomniane zdjęcia - trzeba je tu dodać... Ba! Właśnie baterie uległy wyładowaniu...
© E. Żuk. wrzesień 2013.
A ZA BARWAMI SŁOTY IDĄ
warsztatowo - dalej vilanella
A za barwami słoty idą
Dziś zbierałam kasztany - robię to co roku.
Układam na paterze wraz z liśćmi sumaka.
Jesień do mnie przychodzi - dotrzymam jej kroku.
Cóż może być innego, gdy te barwy wokół?
A mnie cieszą kolory, nić babiego lata.
I wiatr gdy śpiewa jesień: robi to co roku.
Płynące pajęczyny dodają uroku,
potwierdzają: to jesień. Wiatr liście zaplata.
Gdy doczekam jesieni - dotrzymam jej kroku.
Są rozpasane barwy po lasach, na stoku!
Klon aż nierzeczywisty kolorami błaga,
aby wstrzymać przymrozki - robi to co roku.
Na razie deszcze płyną innym szlakiem, z boku,
lecz i nad tą kotliną potok się rozpada.
Gdy słota przyjdzie do mnie - nie dotrzymam kroku!
Bo i wiatr lodowaty zaszaleje wokół.
Otworzy wrota śniegom i z mrozem pogada...
Będę czekać jesieni, jak robię co roku.
A gdy już do mnie przyjdzie - dotrzymam jej kroku.
© Elżbieta Żukrowska 21.09.2016.
fot. z internetu
JESIENNA MIŁOŚĆ Z WRZOSAMI W TLE
warsztatowo - dalej vilanella
jesienna miłość z wrzosami w tle
to dla ciebie zatrzymam gałązeczkę wrzosu
oraz uśmiech przesiany przez jesienne zmierzchy
a ty mów o uczuciach bo milczeć nie sposób
tak wiele w nas emocji które są jak opium
jedne skryte głęboko drugie na powierzchni
ale ich nie przysłoni gałązeczka wrzosu
dzięki żeś taki silny - wyrwiesz mnie z chaosu
przywrócisz horyzonty by trudności pierzchły
lecz mów wciąż o uczuciach bo milczeć nie sposób
przecież jesteś zdobywcą który nie chce fochów
a ja dla ciebie wszystko choć łzy nie obeschły
pewnie jest mało ważna gałązeczka wrzosu
odnajdźmy ścieżkę marzeń na jesiennym zboczu
wrzos pachnie tak subtelnie gdy senne już zmierzchy
a ty mów o uczuciach bo milczeć nie sposób
niechaj barwny krajobraz zajrzy nam do oczu
niech miłość nas ogarnie na zawsze wypełni
zaczarowani razem gałązeczką wrzosu
zatem mów o uczuciach bo milczeć nie sposób
© Elżbieta Żukrowska 22.09.2016.
fot. z internetu
piątek, 23 września 2016
PROBLEMY Z WIERSZAMI A TĘCZA
wiersz "warsztatowy" - to jest vilanella
Problemy z wierszami a tęcza
(trochę satyrycznie)
Znalazłam garść spokoju ponad łukiem tęczy,
tyle, ile potrzeba, by zapisać wiersze,
smakować nowe zwroty lub rym, który dręczy.
Wiatr zawrócił mi w głowie niosąc woń czeremchy.
Inne wiersze gwałtownie pragnęły być pierwsze...
Zamknęłam się w spokoju ponad łukiem tęczy...
I jak tu się na serio z poezją zaręczyć?
Czeremchą oddychając - wstrzymać myśli śmielsze?
Rozsmakować się w zwrotach, w rymie, który dręczy?
Tymczasem już erotyk na słońcu aż skwierczy!
Chciałby zgasić światło, zrozumienia żebrze!
Ja cała w zapachach ponad łukiem tęczy...
Czy mam pisać o pszczółkach, a Amor niech jęczy?
Przeminą wiosna, lato, grom niebo rozedrze!
A dla mnie stare wiersze i rym, który dręczy...
Koniec temu myśleniu, bo życie rozcieńczy!
Wiersze spiszę kolejno, jak rozsądek każe.
Za słodką garść spokoju ponad łukiem tęczy,
będę smakować zwroty i rym, który dręczy.
© Elżbieta Żukrowska 21.09.2016.
fot. Robert Zarecki
ZAKŁÓCENIA NA ŁĄCZACH
zakłócenia na łączach
te drobne uczucia lekko malowane
czerwone korale z rafy koralowej
i oczy wypatrzone aż na drugą stronę
gdzie horyzont przeciwny a też zapomniany
te wieże strzeliste niczym minarety
i karawany ciągnące szeregiem
szept za szeptem ledwie dla uszu kobiety
obok zużyte bo stare strategie
jeszcze testament spisany dokładnie
adwokat się nad nim trzy miesiące biedził
teraz jest przecież niedosytu nadmiar
tylko brak patyny na ozdobach z miedzi
bumerangiem nie chce powrócić uczucie
w ogrodzie się pysznią kwiaty hibiskusa
lecz od początku groziło zatrucie
kwiaty czy słowa wszystko oburza i skłóca
© Elżbieta Żukrowska 14.09.2016.
fot. tapeciarnia
czwartek, 22 września 2016
PRAWDY I PÓLPRAWDY
prawdy i półprawdy
wspomnienia pokrojone na cienkie plasterki
a na samym wierzchołku zachodniego wzgórza
cichy szałas w pozłocie jesieni aż cierpi
gdy tak niespodziewanie oczom się wynurza
miewał okna z bursztynu w poświacie zachodu
nasączony był zawsze żywicznym zapachem
przytulał przyjaźnie w czas jesiennego chłodu
a nawet zimą bywał nam bezpiecznym dachem
jak to ogarnąć razem
kartki równo złożone czekają na wiersze
na testament poety w jego przemyśleniach
rozważania na temat minionego czasu
o życiu o rodzinie o zmianie przekonań
o tym co niezdobyte i co utracone
a co było daremnie uroszone potem
co zaowocowało rajem utraconym
lub przyniosło obfite profity z powrotem...
jak to ogarnąć razem
bo przecież też bywa
starość pomieszana w młodzieńczą brawurą
jeszcze skłonna się chwalić tym swoim junactwem
albo przywdziać na plecy płaszcz nowy z purpurą
wpleść się między klauny zanim w błoto pacnie
zbierać jaskrawą pianę oszukańczych błysków
jak dziecko się radować zachwytem fałszywym
tak zabłyszczeć głupotą aż radować wszystkich
pustką swego mózgowia daną dla łapczywych
© Elżbieta Żukrowska 20.09.2016.
fot.Andrzej Kosiba
CZEKAJ MORZE ZA ROK
czekaj morze za rok
ostatnie wyjście na żółtą plażę
łapię więc słońce do kapelusza
żartuję że się dzisiaj usmażę
skoro czas jutro do domu ruszać
w zasadzie jestem bardzo szczęśliwa
bo odpoczęłam było przyjemnie
a dzień ostatni miło upływa
kiedy tak razem tworzymy cienie
wieczorem jeszcze ostatni spacer
herbata z lodem w naszej kafejce
i już ostatnie drinki na tacy
tylko powroty - coraz trudniejsze
© Elżbieta Żukrowska 15.09.2016.
fot. z internetu
środa, 21 września 2016
I PO WSZYSTKIM
i po wszystkim
odszedłeś w dal jak kochaś z piosenki
ale nie wierzę że nie myślisz o mnie
nawet jeśli grot strzały wyraźnie się stępił
coś musiało zostać chociażby najskromniej
i widzę jak na bujance palisz papierosa
nie masz nawet psa z którym mógłbyś się bawić
a znowu ci srebra przybyło we włosach
i myśli masz takie że trudno przetrawić
czemu się dręczymy będąc w oddaleniu
ni listu telefonu bodaj esemesa
to jest jak zapaść w dziwnym odrętwieniu
a potem gonitwa która aż ośmiesza
rozpadło się wszystko świerszcze już nie grają
tylko wiatr poświstuje w wysokich koronach
drzewa nieuległe dalej pod wiatr stają
a stary duch na podwórko znów kona...
© Elżbieta Żukrowska 18.09.2016.
fot. z internetu
POEMAT O... NIEMOŻNOŚCI
Poemat o... niemożności
Patrz - słońce na piechotę już chodzi po dachach,
dzień będzie ładny i prawie bez wiatru.
Ale mnie coś na piersiach, jakby duży ciężar.
Myślisz, że to serce? Czy tylko nerwoból?
Popatrzę na kwiaty, które w oknie kwitną.
U mnie tylko fiołki alpejskie się śmieją.
A tam naprzeciwko same orchidee,
myślisz, że taką żółtą uda mi się kupić?
Słońce po dachach, baranki po niebie -
za dwa dni czeka nas zmiana pogody.
Może póki słońce pójdziemy na spacer
za miasto, w te ociężałe jesiennie ogrody...
Pan daje siły, wie, ile potrzeba,
czasem doświadcza bólem i cierpieniem.
Nawet branie leków bywa niewygodą,
życie pewnie musi być ozdobione cierniem.
Jeszcze mogę chodzić wspomagając laską,
mogę oddychać i nawet snuję marzenia.
Myślisz, że nigdy się dla mnie nie spełnią?
Ich piękno i tak jest nie do przecenienia.
Boli... Usiądę troszkę, dam odpocząć sercu.
Nogi też jakoś szybko stają się zmęczone.
Kiedyś lubiłam twarz wystawiać w słońce,
teraz w zasadzie jestem na nie uczulona...
Patrz, ile gołębi, chyba wszystkie białe,
tak pięknie w słońcu srebrzą się ich skrzydła.
Lubię ptaki. Gołębie czy sikorki małe...
Odleciały, a mnie nadal ciężko jest się dźwignąć.
Ale idźmy dalej, do następnej ławki.
Wydaje mi się, że świat pięknie pachnie.
O, przecież widać dojrzałe śliwki,
jak wielki jest urodzaj też jabłek i gruszek...!
Pamiętam jak kiedyś zrywałam owoce...
Ile to lat temu, gdy i ja po drabinie...
Przeminęła zręczność, zaradność, sto uciech,
teraz już tylko siedzieć przy kominie...
A tu gęsi w sadzie! Jakie zaskoczenie.
Ciekawe dlaczego gospodarz zarządził?
Czujniejsze od psów upilnują mienie,
kiedyś Rzym ocaliły, a kto by tak sądził...
Tu czyżby czekały, że złodziej zabłądzi?
Posiedźmy dłużej, a później wracajmy.
Serce się szamocze i nierówno bije.
Choć sad nam przysłania szerszą panoramę,
to i tak miło patrzeć na te skarby czyjeś.
Już chodźmy. Wolniutko. Tak kroczek za kroczkiem.
Chyba podjęłam zbyt wielki wysiłek...
W domu jest fotel, podnóżek pod nogi
i książka, i nie strach, że coś przegapiłeś...
Powiem ci - to, że do niczego już się nie nadaję,
chyba najbardziej jest dla mnie katuszą.
Kiedyś mogłam - ta świadomość we mnie pokutuje,
choć dumy nie kaleczy, to jest... jakby duszno.
© Elżbieta Żukrowska 18.09.2016.
fot. z internetu
wtorek, 20 września 2016
DWA LATA
dwa lata
dziś nie ma we mnie wiersza
gdyż dzień wstał zamglony
kobierce astrów piją z tej mgły
ja (nieambitnie) mam szklankę herbaty
rogalik z dżemem i okruchy trzy
nieważnych wspomnień
wypłowiałych zdarzeń
sieć koralowych przebrzmiałych słów
pustych w momencie wypowiadania
- no proszę - i rok minął znów...
pamiętam jak wdychałam twój zapach z szala
który zostawiłeś kiedyś w roztargnieniu
a był świt różowy który nie ocalał
ale niósł bolesne tępe oddalenie
pamiętam...
wiele jest tych "pamiętam"
ale dzisiaj tylko rezygnacja
ta resztka uczuć musi się wypalić
by duszę oczyścić jak dom po wakacjach
właśnie - nie uczynię z niego
twego mauzoleum
zbieram starannie książki podkoszulki
i ulubioną figurkę smoka
już zaraz wyślę wszystko to kurierem
bo najważniejsze niech mi zniknie z oka
dwa lata zamknięte w niewielkim pudełku
dwa lata marzeń w miłości w ciepełku
dwa lata wielkiego NIC
© Elżbieta Żukrowska 14.09.2016.
fot. z internetu
* * * ("Czekaj na mnie.....)
* * *
"Czekaj na mnie - ja wrócę"
- szepnąłeś na koniec.
To była prawda?
Może... jedno z moich rojeń?
Czekam.
Czekam kochany.
Już przekwitły maki.
Czekam.
Któryś raz nade mną
znów migrują ptaki...
A chmury jesiennie
zasnuły pół nieba.
Ja wciąż...
Bo wiesz...?
Niczego mi więcej nie trzeba...
Oprócz ciebie...
© Elżbieta Żukrowska 16.09.2016.
fot.
Психиатрическая лечебница.
poniedziałek, 19 września 2016
ZNÓW SMUTKÓW GARŚĆ
znów smutków garść
a nie masz dla mnie czasu
lecz już cię nie poproszę
byś szedł za mną na spacer
zawsze ci nie po drodze
nie zrobię ci herbaty
i tak jej nie wypijasz
wynoszę później do kuchni
niemal pełne szklanki
u otwartych okien
czekają nadzieje
jak dobre wróżki
chętne do pomocy
lecz nawet zwycięstwo
ma posmak piołunu
© Elżbieta Żukrowska 13.09.2016.
fot. z internetu
Etykiety:
lir.miłosna,
refleksyjny
POŻEGNANIE WAKACJI
pożegnanie wakacji
dramatami pospinane kłębki marzeń
żadnych więcej wodorostów muszli piasku
ślady stóp wciąż są wyraźne ale
już nie nasze i nie bije nikt oklasków
jakaś zmiana nawet niebo pociemniało
gwiazdy kłamią i dla obcych lśnią fałszywie
księżyc szarpie grzywy piany rozczochrane
nim zazdrosna noc zapadnie litościwie
na pasażu pod lampami tańczą cienie
czasami skrzydełkami błysną ćmy
ale wszystko mówi latu "do widzenia"
ja zapominam brzmienia słowa "my"
dramatami wyznaczone są granice
tutaj prawdziwe życie tam prawdziwy raj
lato rozdziela nie pozwoli spospolicieć
szaleństwu z metką jak transparent "tylko maj"
© Elżbieta Żukrowska 13.09.2016.
fot. Kornelia Żukrowska - klify Islandii
Etykiety:
lir.miłosna,
przyroda,
refleksyjny
niedziela, 18 września 2016
W OBCYCH OGRODACH
życie się tli
to obce miejsca
a tylko nostalgia tak swojska!
tęsknoty nie da się ujarzmić
ani narysować
wiersz
nie chce być membraną
nie wyłowi świerszczy
grających rzewnie
na starych wiolonczelach
aż spustoszeje łąka
i zimny wpadnie wiatr
ta resztka zagubionych nut
szeleści w liściach na ścieżce
do czasu gdy jesienna słota
pokona życie i mgły
© Elżbieta Żukrowska 13.09.2016.
fot. z internetu
JUŻ WERBEL JUŻ CZAS
już werbel już czas
miała kwiaty we włosach
wczoraj
uśmiech nasączony rosą
ptak kwilił w gałęziach sumaka
wiosna przemknęła boso
lato wianek na włosy włożyło
promień słoneczny tam mieszkał
drogą zmęczenie dążyło
w chlebem pachnącą przestrzeń
a później samotność jesieni
nagła bez gniazd i zbyt mokra
nie kajał się wiatr porywisty
przewiewał wszystko na przestrzał
i pośród deszczowych strug
werbel grał o rozstaniu
oddzielał ciepło od snu
za późno na pożegnania
za późno na...
© Elżbieta Żukrowska 13.09.2016.
fot. z internetu
sobota, 17 września 2016
PYTANIA
pytania
co dalej?
nie wiem
gdzie teraz?
to bez znaczenia
kawy?
już piłam
nie zmienia to oglądu świata
jesień czerwienieje na drzewach
rumieni się za niego
miał służyć silnym ramieniem
nie musiałabym pytać po co i dlaczego
świt podobny do świtu mgłami
tak łatwo zagubić się we mgłach
jak i w gąszczu martwych pytań
trzepoczących w przeciągach nadziei
więdnących w ogródku marzeń
dni-karzełków
dni-atrap
dni-strachów na wróble
znów mam gorączkę?
© Elżbieta Żukrowska 13.09.2016.
fot. z internetu
PIES
pies
pamiętam ten wiersz
który lubiłeś powtarzać szeptem
o tym jak szedł przy nodze pies
był twoim lekiem na receptę
straciłeś bliskich i czas
on stał się twoją rodziną
kto kogo na smycz wtedy brał
kto komu nie dał zginąć
uśmiechacie się do siebie
ale tak nie będzie zawsze
ktoś znów do raju odejdzie
ktoś słoną łzą zapłacze
© Elżbieta Żukrowska 10.09.2016.
fot. z internetu
piątek, 16 września 2016
NA ZAKOŃCZENIE
na zakończenia
podaruję ci te ostatnie wakacje
zapach mchów nagrzanych słońcem
jak ostatni spektakl w teatrze
zanim wszystkie media wyłączą
będą się perlić ulubione drinki
muzyka przeniknie całe otoczenie
mnie pozostanie zachwyt roślinki
na skraju słońca i cienia
później pomacham białą chusteczką
jak uczą w starych romansach
i jak przystoi wiernym aktoreczkom
gdy przebrzmi szalona salsa
© Elżbieta Żukrowska 14.09.2016.
fot.z internetu
* * * (jest granica ...)
* * *
jest granica za którą mieszka strach
co dnia zbliżam się do niej niebezpiecznie
czasem już dzielą ledwie źdźbła
a mnie się zdaje - cała wieczność
na sznurach znowu pranie schnie
jest wiatr którego nie okiełznasz
popchnie mnie w strachu stronę - źle
i bez ograniczeń jego doznam
kropla po kropli kapią łzy
deszcz jest bujniejszy i potrzebny
przynosi odrodzenia mit
nim strach rozpuści jaźń i przebrzmi
© Elżbieta Żukrowska 11.09.2016.
fot. własna
SŁOWA NA WYNOS
słowa na wynos
zapominam o datach i rocznicach
we mgle rozmywają się twarze z przeszłości
a jego słowa ciągle mam jak "dania na wynos"
a czas miniony już praw tu nie rości
dziś delektuję się "kocham cię, skarbie"
choć fałszem mocno ciągnie po uszach
przecież nie jestem naiwną Barbie
i taka bajka mnie nie porusza
słowa kusiły i nadzieją napełniały
obietnice były niczym pocałunki
ale tylko w zawieszeniu pozostały
nieprawdziwe jak na wodzie są rysunki
tyle wspomnień tyle rozstań tyle bólu
po rozstaniu zaginęły chwile szczęścia
ale były wiem na pewno wciąż pamiętam
lecz znów związek bez spełnienia bez zwycięstwa
© Elżbieta Żukrowska 12.09.2016.
fot. własna
czwartek, 15 września 2016
HORMON SZCZĘŚCIA
hormon szczęścia
(żartobliwie)
powiedzmy wprost - mnie nie zależy
ale nie mogę nie mogę uwierzyć
że zabrałeś wszystko co dałeś wprzód
i że wśród "wszystko" był endorfin cud
nie miałeś prawa dostęp łatwy ledwie
a obeszłeś się ze mną za bardzo bezwzględnie
za co los na tobie na pewno się zemści
odchodzisz - to odchodź pal sześć ci
zgasiłeś jasność szczęśliwych dni
bezkarnie porwałeś szczęście na części
ślizgiem przez jeziora pędził śpiesznie wiatr
złapałeś go za ogon i znikłeś jak chwat
(gad?)
© Elżbieta Żukrowska 7.09.2016.
fot. z internetu
Podziękowanie
Dziś w godzinach rannych mignęło mi
170 000
wejście na mego bloga.
Buźka śmieje mi się na okrągło!
Bardzo Wam dziękuję, że ciągle ze mną jesteście!
Zapraszam - bądźcie tu jak najczęściej.
Zapraszam - bądźcie tu jak najczęściej.
A HOJ KAPITANIE
a hoj kapitanie
jeszcze ci śnią się miodne lipy
a wyobraźnia niesie w dal
gdzie (niezbyt dobry pewnie) rolnik
makom i chabrom przystań dał
jeszcze na starych wrzosowiskach
niepewnie się rozwija kwiat
a babie lato wszędzie wciska
by diamentami zdobić świat
złotej nawłoci cała połać
a obok głogów czerwień lśni
ty z głową w majowych wieczorach
choć już jesienne biegną dni
dziewczyny (podkoszulki mokre)
wołają "a hoj kapitanie"
więc chyba weźmiesz je na pokład
skoro dosięgło oczarowanie
© Elżbieta Żukrowska 11.09.2016.
fot. digart.pl
DWA KIELISZKI WCZEŚNIEJ
dwa kieliszki wcześniej
w myśli koronkowych zawiłości
w marzeniach miękkich jak aksamit
wierzyłam że cię znam na przestrzał
że piękne życie jest przed nami
chciałam miałam świetlistą nadzieję
uratować ciebie i duszę
krzyknąłeś "nie rusz" (a może "zostaw")
i już nic więcej wiedzieć nie muszę
później gdy słońce stało w zenicie
i miało zamiar ciebie podpalić
chciałam cię wykraść tajemnie skrycie
lub samo słońce przegnać oddalić
lecz ty jak zwykle nie pozwoliłeś
i życząc słońcu powodzenia
stanąłeś w ogniu innej miłości
ja pozostałam pełna zwątpienia
© Elżbieta Żukrowska 12.09.2016.
fot.z internetu
środa, 14 września 2016
STARE KOBIETY
stare kobiety
są stare tylko na zewnątrz
mają powykręcane reumatyzmem palce
źle widzą więc czasem
pomadka na ustach jest rozmazana
ale
w środku są młode
kochają wciąż do utraty tchu
choć wstydzą się tego
i skrywają uczucia
udają
że już tylko wnuki i kot
a kiedy czasem dostaną kwiaty
płaczą długo w noc
i same nie wiedzą
dlaczego
© Elżbieta Żukrowska 12.09.2016.
fot. z internetu
ILE MOŻE NADZIEJA
ile może nadzieja
dwa różne życia różne nadzieje
roztętnione od nadmiaru oczekiwań
wyrwane z różnych światów
i nieprzystające do siebie
ale - z nieznanych powodów -
tak wzajem lgnące
aż do dnia
w którym oba przekonują się
aż nazbyt boleśnie
iż wspólny byt jest niemożliwy
to jest jak wczesnowiosenne
pękanie lodu na jeziorze
złowrogie a mimo to
opasane nadzieją wiosny
© Elżbieta Żukrowska 11.09.2016.
fot. z internetu
wtorek, 13 września 2016
* * * (wyrzucam z siebie...)
* * *
wyrzucam z siebie resztki uczuć
niemal jak drzazgi
oczyszczę z ciebie całe wnętrze
myśli i serce
oczyszczę całą przestrzeń przed sobą
zostawię ścinek kanwy
bym pamiętała że tak się bawić
nie może każdy
bym już umiała wysunąć w mroku
zęby pazury
i nie dopuścić wręcz do ataku
na żywą skórę
© Elżbieta Żukrowska 10.09.2016
fot. Art.graphiK
ODCHODZENIE W MGŁĘ
odchodzenie w mgłę
już myśl do myśli nie dotyka
dłonie - te nigdy się nie spotkają
mistyfikacja także znikła
czary się tutaj nie spełniają
przystań w zatoce - zrujnowana
i rozsypały się korale
to te przez ciebie podarowane
czas bezlitosny mgły rozdaje
a ja wciąż kocham
© Elżbieta Żukrowska 10.09.2016.
fot. Art. graphiK
poniedziałek, 12 września 2016
* * * (wbrew mojej woli...)
* * *
wbrew mojej woli
pierwsza myśl
znów jest do ciebie
bo przyśniłeś się w nocy
taki odległy taki zimny nierzeczywisty
jaskółki cicho odleciały
ty razem z nimi niemy głuchy
dla mnie ciągle jest czas zawodu
(jęk zawodu)
który próbuje głuszyć zdusić
obezwładnić na następny rok
© Elżbieta Żukrowska 10.09.2016.
fot. z internetu
byłeś moim demiurgiem
byłeś moim demiurgiem
szklany czas bez ciebie jest pijany
brakiem magii i kamuflażu
szaleństwo działa jak trutka na szczury
a to co piękne zamienia się w chropawy mur
wiem że go bez ciebie przekroczyć nie zdołam
coś było mirażem nieosiągalną fatamorganą
iluzję wzięłam za prawdziwe życie
nic nie zdołam ocalić nic
zapłoną lampy ale już w innym czasie
zakwitną nowe kwiaty
i znów pojawią się motyle
ale to nie będzie już mój świat
© Elżbieta Żukrowska 10.09.2016.
fot. Art.graphiK
niedziela, 11 września 2016
* * * (tęsknota boli...)
* * *
tęsknota boli szczególnie
zaciskam zęby aby nie skowyczeć
przyszedł czas że jestem zbyt krucha
a kiedy gorączka jest największa
nie pomagają trociczki i żarliwa modlitwa
trwa napięta pamięć wszystkich zmysłów
żadna komórka nie chce być bez ciebie
samotność rozszarpuje mnie od środka
bez znieczulenia
© Elżbieta Żukrowska 9.09.2016.
fot. z internetu
CODZIENNA AFIRMACJA
Codzienna afirmacja
Niech ci nie zabraknie odwagi
każdego dnia iść w Imię Pańskie
do drugiego człowieka,
obdarzać go swoim sercem,
czasem, dobrą myślą i słowem,
na jakie czekał od dawna.
Pośród życia wyboistych dróg
bądź podporą chociaż
dla swoich najbliższych,
a ich uśmiech i wdzięczność
niech ciebie opromienia.
Ustokrotnione dobro
wróci do ciebie szybciej
i wtedy, gdy się nie będziesz spodziewać.
Chwalmy Pana w każdym momencie
myślą, słowem i uczynkiem.
© Elżbieta Żukrowska 11.09.2016.
fot. Adam Mondzelewski - Św.Lipka
* * * (i nawet kiedy...)
* * *
i nawet kiedy już zapomniałeś
jak to jest kochać
ja nadal jestem cała w tęsknotach
daremnych szlochach
kwiat niezabudki wiosną od nowa
będzie czarował
ale... zamilknę lepiej
po co te słowa
© Elżbieta Żukrowska 9.09.2016.
fot. z internetu
Subskrybuj:
Posty (Atom)